piątek, 27 maja 2016

38.Opowiem wam bajkę

Ponieważ zbliżała się pora kolacji, wszystkie lwioziemskie lwice wyruszyły na polowanie. Jasiri zajął się w tym czasie jakimiś niecierpiącymi zwłoki obowiązkami królewskimi, a Huzuni, jak to on, gdzieś się zaszył. Kopa i Tabris przebywali najdalej od siebie nawzajem jak tylko się dało.
Lwiątka były jeszcze za małe, by samodzielnue wędrować po sawannie, więc i tego wieczoru pilnowała je Mirembe. Widać jednak było, że jest pogrążona we własnych myślach, bo łypała tylko okiem na maluchy co kilka minut i warczała coś nieztozumiałego, gdy za bardzo się oddalały. Czasem przyłączała się nawet do zabaw lwiątek, ale tego wieczoru twardo siedziała na jednym z kamieni u podnóża Lwiej Skały i wyglądała na wyjątkowo zamyśloną.
Lwiątka bawiły się w swoją ulubioną zabawę - zapasy. To znaczy bawili się książęta, a Dhambi obserwował całą akcję z pewnej odległości i z umiarkowanym zainteresowaniem. Chaka może i był szybszy od swojego brata, ale działał spontanicznie, tak więc Kubwa, który każdy swój ruch dokładnie planował, zawsze wygrywał.
- Cha! Znowu leżysz! - krzyknął triumfalnie przyszły król po kolejnej udanej dla niego walce.
Chaka wygramolił się spod szczerzącego się jak głupi brata i otrzepał sponiewierane futro.
- Następnym razem to ty przegrasz - zapowiedział, ale nie wydawał się jakoś bardzo zły z powodu kolejnej porażki, bo szybko zmienił temat. - A może pójdziemy kiedyś na tę Złą Ziemię albo Cmentarzysko, co?
- Czemu nie. - Kubwa wzruszył ramionami. - Może zostaniemy fanami suchych badyli, co ty na to, Dhambi?
Syn Tabrisa po skończonej walce podszedł do kuzynów, ale gdy usłyszał ich pomysł, skrzywił się.
- Ale po co? Lwia Ziemia jest przecież o wiele ładniejsza, dlaczego chcecie łazić po  jakichś cmentarzach?
Bliżniaki przewróciły teatralnie oczami.
- Oj Dhambi, Dhambi... - Chaka pokiwał łebkiem z politowaniem. - Czasami zastanawiam się, czy ty naprawdę jesteś z nami spokrewniony.
Lewek miał już powiedzieć coś bardzo niemiłego, ale wpatrzony dotąd w horyzont Kubwa podskoczył nagle i zawołał:
- Zobaczcie, nasze mamy wracają!
Lwiątka pobiegły do swoich matek najszybciej jak tylko umiały, ścigając się przy okazji.
Polowanie widocznie się udało, bo żadna z lwic nie wracała z pustymi łapami. Na samym przodzie szły Uri i Kiara, niosąc wspólnie ciało martwej dorodnej zebry. Gdy zobaczyły pędzące maluchy, uśmiechnęły się ciepło. Obydwie bardzo kochały dwa małe urwisy, choć każda z nich miłością trochę inną.
Pierwszy dopadł Uri Chaka.
- Kolacja! - Zerknął łakomie na tłustą zdobycz. Po chwili do  rozmarzonych westchnień dołączył Kubwa. Dhambi stał lekko na uboczu, przytulony do łapy Juy.
- Hej, a może by tak jakieś "Miło was widzieć, mamo i babciu" lub coś w tym stylu co? - Uri potarmosiła pieszczotliwie Chakę po maleńkiej jeszcze, rudej grzywce. - Nie samą zebrą żyje lew.
- Przecież wiecie, że bardzo was obie lubimy, ale może nie zauważyłyście, że jesteśmy głodni, to bardzo ważna informacja. - Kubwa był zadowolony, że udało mu się uniknąć podobnych pieszczot, ale niezbyt długo. Został polizany po policzku przez Kiarę, co skwitował głośnym "ble!".
- Czy ty potrafisz na wszystko znaleźć odpowiedź, kochanie? - Uri zerknęła na starszego syna. - Z takim podejściem nadawałbyś się na polityka, wiesz?
Kubwa z entuzjazmem pokiwał łebkiem, na co obie lwice roześmiały się, a inne członkinie stada zerknęły z ciekawością.
- No już dobrze, chodźmy w końcu zjeść tę waszą upragnioną kolację. - Popędziła Kiara maluchy i cała grupka przyśpieszyła kroku.
Na Lwiej Ziemi wciąż obowiązywał zwyczaj, że posiłek zaczynała rodzina królewska. Prawo to przydawało się podczas suszy, gdy reszta stada przymierała głodem, a królowi przypadały nędzne - najlepsze - ochłapy. Teraz jednak, gdy zwierzyny było nawet za dużo, rytuał tem pozostał jedynie dziwnym dodatkiem do posiłków.
Całe stado zgromadziło się pod Lwią Skałą, tak jak każdego poranka i wieczoru. Zabrakło tylko Huzuniego, który tak jak zwykle wzgardził i towarzystwem innych, i wspólnym posiłkiem, więc polował sobie sam.
Gdy na kościach nie został nawet najmniejszy ślad mięsa, lwy zaczęły się powoli rozchodzić do swoich jaskiń.
- Pyszności. - Chaka oblizał się po ostatnim kęsie. - Kiedy następna zebra?
- Jak będziesz tyle jadł, niedługo będziesz przypominać kotleta na nóżkach - mruknął Jasiri, na co Uri spiorunowała go wzrokiem.
- To bardzo niepedagogiczne - syknęła.
Lwiątka natychmiast się zainteresowały.
- A jaki kotlet? - zapytał Kubwa. - Też chcę być kotletem, mogę?
- Nad tym zastanowimy się jutro, teraz pójdziecie do babci, ona was umyje i spać. - Uri popchnęła delikatnie maluchy nosem w stronę Kiary, one jednak zaparły się i popatrzyły zawiedzione na rodziców.
- Już? Spać? - jęknął Kubwa. - Jest jeszcze wcześnie.
- A gdzie wy się wybieracie? - Chaka był czujny i już na pierwsza wzmiankę o babci zrozumiał, że czeka go wieczór bez rodziców. Kolejny.
Jasiri i Uri wymienili między sobą szybkie spojrzenia. Wyglądali na lekko zakłopotanych.
- Chcieliśmy spędzić trochę czasu sami, tylko we dwoje - powiedział Jasiri po krótkiej chwili ciszy.
- Ale my wam nie będziemy przecież przeszkadzać...
- Dzieci. - Uri zdobyła się na stanowczy ton; miała ochotę ulec lwiątkom, ale wiedziała, że w rodzicielstwie czasem po prostu trzeba postawić na swoim. - Już niedługo zabierzemy was na nocne oglądanie gwiazd, to bardzo fajna sprawa. Ale ten wieczór będzie tylko mój i taty, koniec i kropka. Jesteście już duzi, powinniście zrozumieć, że chcemy mieć trochę czasu dla siebie.
Lwiątka, wiedząc, że żadne błagania i tak skutku nie przyniosą, w milczeniu pokiwały łebkami. Po krótkim pożegnaniu powlokły się do Groty Królewskiej.
- To co, mycie i spanie? - zagadnęła z uśmiechem Kiara, gdy zobaczyła ponure miny maluchów.
- Jak już będę tym całym przywódcą Złotego Stada, to każde lwiątko będzie mogło chodzić spać kiedy chce - burknął wojowniczo Chaka.
Kubwa przyznał mu rację.
Kiara zerknęła w stronę wylotu jaskimi. Nie było jeszcze tak późno, dopiero pojawiały się pierwsze gwiazdy, a niebo zaczynało przybierać jasnogranatowy kolor.
 - A może przed snem opowiem wam bajkę?
Lwiątka wyraźnie się ożywiły. Bez większych protestów dały się umyć, a potem ułożyły się wygodnie w przednich łapach Kiary, wtulając się w jej miękkie futro.
- Opowiedz nam o Mohatu, babciu - poprosił Kubwa.
- Nie, o bitwie Simby ze Skazą! To będzie ciekawsze.
Kiara przytuliła maluchy i uśmiechnęła się delikatnie. Właśnie w takich chwilach ciężar na jej sercu ustępował, obraz martwego Kovu znikał sprzed jej oczu. Liczyło się tylko tu i teraz, jej ukochane wnuki.
- Obie te historie słyszeliście już chyba ze dwieście razy - powiedziała łagodnie. - Co powiecie na bajkę o pierwszym krôlu Lwiej Ziemi?
Bracia pokiwali z entuzjazmem łebkami, na nową opowieść zawsze byli chętni. Ułożyli się wygodnie i słuchali.
- No dobrze. A więc dawno, dawno twmu... - Zaczęła Kiara.
- Jak dawno? - spytał ciekawie Chaka, nie bacząc na ostrzegawcze syknięcia brata.
- Tak dawno, że na Lwiej Ziemi, które jeszcze wtedy wcale się tak nie nazywała, nie było jeszcze żadnego władcy. Lwy żyły w małych grupkach, najczęściej rodzinnych, i cały czas walczyły z innimi stadkami. Tak dawno, że hieny trzęsły całą sawanną, a mięsożercy polowali o wiele za dużo, nie tylko tyle, by zaspokoić głód. Nikt nie słyszał jeszcze wtedy o Kręgu Życia, sawanna była nękana przez ciągłe konflikty, nikt nie mógł czuć się bezpiecznie. W końcu zaczęło brakować nawet zwierzyny łownej, więc cierpiano głód.
Pewnego dnia na sawannie pojawił się olbrzymi lew, Mfalme, wraz z partnerką Kwanzą, trzema prawie dorosłymi córkami - Uvivu, Uroho i Hasarą - oraz maleńkim synkiem Mohatu. Lwica po raz kolejny była w ciąży. Ich niewielkie stado rozpadło się, każdy z jego członków szukał nowego domu na własną łapę. Mfalme i jego rodzina wędrowali długie tygodnie, nigdzie nie mogąc osiąść na stałe. Inne rodziny traktowały ich z dużą podejrzliwością.
Aż w końcu dotarli na ziemię nazwaną później Lwią Ziemią. Choć nie była wcale piękna, a zwierzyny ledwo starczało dla ich szóstki - siódemki? - byli już wyczerpani wędrówką, więc zatrzymali się tam. Przez pewien czas żyli we względnym spokoju, ale terror hien nasilał się. Czując, że mają władzę, robiły się coraz śmielsze - zabierały mięsożercom ich łupy, często zagryzając i ich samych. Mfalme czuł, że musi coś zrobić, ma przecież obowiązek dbać o rodzinę, która powiększyła się o kolejnego synka, Thando. Mimo że on, Kwanza i ich córki polowali, gdy tylko zobaczyli jakąkolwiek zwierzynę, i tak cierpieli głód. Mfalme musiał podjąć decyzję - iść dalej czy zostać? Nie wiedział, co czeka ich poza sawanną, postanowił zmierzyć się więc z hienami. Był bardzzo silnym i mądrym lwem, wiedział, że w pojedynkę nie ma żadnych szans. Poprosił o pomoc mieszkające w pobliżu stadka.
Niektórzy zbywali go śmiechem, większość jednak zgodziła się mu pomóc. Chcieli poprawić swój los, potrzebowali tylko przywódcy, który ich zjednoczy. Mfalme nadawał się doskonale.
Ich walki były dość długie i krwawe, w końcu jednak większość hien udało się wybić. Resztę wypędzono na pustkowie, gdzie udawały się słonie, by umrzeć. Miejsce to zwano Cmentarzyskiem Słoni.
Sawanna powoli odradzała się, a Mfalme został bohaterem. Razem z rodziną zajął dawną siedzibę hien, ogromną spiczastą skałę. Niektóre pomniejsze grupy, zachęcone walecznośnią Mfalmego, dołączyły do niego i wkrótce jego stado było największe na sawannie. Obwołano go królem, a jego ziemię Lwią Ziemią. Rządził przez wiele lat mądrze i sprawiedliwie, szanowały go lwy i inne zwierzęta. Wprowadził zakaz polowania dla przyjemności, zwierzyny zawsze było więc w bród. Uczył, że każdy jest równy i ważny. 
Gdy był już bardzo stary, przekazał władzę Mohatu, starszemu ze swoich synów. Ale to już zupełnie inna historia, którą przecież znacie.
Lwiątka pokiwały sennie łebkami. Ziewnęły kilka razy i zamknęły oczy.
- W przyszłości chcę być tak mądry jak Mfalme - westchnął Kubwa. Chaka mu zawtórował i po chwili obaj już spali, pochrapując cicho.
Kiara ułożyła się koło nich i również zamknęła oczy.
Oczywiście w historii o pierwszym królu istniało kilka faktów, o których nie wspominała. Na przykład ten, że trzy córki króla zbuntowały się, próbując zabić ojca dla władzy, za co je wygnano. Albo ten, że Thando zawsze żył w cieniu starszego brata Mohatu, mądrzejszego i silniejszego od niego.
Ale to już nie były szczegóły przeznaczone dla lwiątek.
***
- A może powinniśmy ich jednak ze sobą wziąć, jak myślisz?
Słońce chowało się powoli za linią horyzontu, a Uri i Jasiri przemierzali w podobnym tempie sawannę. Wreszcie nikt nic od nich nie chciał, nie musieli gdzieś biec, by coś załatwić, pamiętając przy okazji o stu pięćdziesięciu innych sprawach. Byli wolni - przynajmniej tego wieczoru.
Skierowali się w stronę wodopoju. O tej porze były tam już tylko nieliczne zwierzęta, oni jednak poszli w jeszcze bardziej pustą jego część. Ułożyli się wygodnie na niewielkiej skałce wiszącej tuż nad samą wodą. Otaczające ją z dwóch stron krzaki całkowicie odgradzały od reszty świata.
Jasiri przeciągnął się z błogim westchnieniem, objął Uri łapą i popatrzył na jej odbicie w tafli wody. Odbicie, jak i jego właścicielka, mrugnęły do niego łobuzersko.
- Myślę, że nasi synowie to wspaniałe lwiątka - powiedział Jasiri. - Są bardzo mądrzy i na pewno rozumieją, że nie zawsze są w centrum uwagi.
- Tak myślisz? - Lwica na chwilę się rozpogodziła, ale, tknięta nową myślą, zmarszczyła brwi. - Widzę, że są ze sobą bardzo zżyci, nigdy się nie kłócą, zawsze trzymają swoją stronę. To wspaniale, ale jak myślisz, jak długo to potrwa? Teraz są jeszcze mali, ich świat jest prosty, ale co, gdy zaczną dorastać? Rywalizować, sprawdzać swoje możliwości? Czuję, że w przyszłości czekają nas spore kłopoty.
Jasiri westchnął teatralnie.
- Nie mam pojęcia, co nas czeka - przyznał. - Nikt tego nie wie, więc po co martwić się na zapas? Jeśli pojawią się problemy, pomyślimy, jak sobie z nimi poradzić. Na razie wszystko jest dobrze, ciesz się tym wieczorem.
Uri nie wyglądała na do końca przekonaną.
- Tak, Kubwa i Chaka to na razie najwspanialsze dzieci pod słońcem. Chciałabym tylko, żeby więcej bawili się z Dhambim, wydaje się trochę samotny. Ja i Tabris w ich wieku...
Jasiri położył jej delikatnire palec na ustach, stopując potok słów. 
- To ich sprawa, co, kiedy i z kim chcą robić, nie możesz im tego nakazać. Mają zupełnie różne charaktery, to normalne, że nie są zbyt blisko. A tak poza tym, powtarzam po raz drugi, nie myśl o tym teraz. Tego wieczoru nie jesteś martwiącą się o losy całej sawanny królową, tylko lwicą, która chce spędzić ze mną czas, zrozumiano?
Uri spłonęła delikatnym rumieńcem i wtuliła się w grzywę partnera.
- Spróbuję - wyszeptała mu prosto do ucha.
Bardzo długo po prostu leżeli, pogrążeni we własnych myślach. Po raz pierwszy od bardzo dawna mieli okazję wsłuchać się na spokojnie w odgłosy Lwiej Ziemi, poczuć wieczorny chłód, przyjrzeć się wędrującym stadom, posłuchać koncertu koników polnych. Milczeli, ale wcale im to nie przeszkadzało. Odpoczywali po wielu tygodniach ciągłego stresu.
- Jak myślisz, czy on tam naprawdę jest? - spytała nagle Uri, gdy niebo było już niemal całkiem czarne. Patrzyła w gwiazdy, szukając tej jednej, szczególnej.
- Kto? - spytał mało domyślnie Jasiri, wyrwany z jakichś rozmyślań.
- Mój ojciec, Kovu. Powiedział mi, że po śmierci królowie trafiają do gwiazd. Myślisz, że on cały czas nas pilnuje, jest przy nas?
Jasiri zakłopotał się nieco. Słyszał oczywiście opowieści o lwach z gwiazd, sam jednk żadnego dotąd nie widział, chyba nawet niezbyt w te historyjki wierzył. Wiedział jednak, jakiej odpowiedzi oczekuje Uri.
- Na pewno - powiedział z największym przekonaniem, na jakie było go stać. - Założę się, że obserwuje gdzieś z góry ciebie i bliźniaki i jest z was bardzo dumny. No, okazjonalnie ześle może na mnie jakiś piorun, gdy stwierdzi, że z czymś przesadzam.
Osiągnął zamierzony efekt - Uri uśmiechnęła się, ale tylko na chwilę. Z niewiadomych przyczyn jej oczy napełniły się łzami i zaczęła niebezpiecznie ciągać nosem.
- Bardzo mi go brakuje. - Przerwa na wysmarkanie nosa. - Jego śmierć... To stało się tak szybko, nie zdążyłam się przygotować, o tylu rzeczach chciałam mu jeszcze powiedzieć...
Jasiri przytulił ją mocno. Miły nastrój diabli wzięli.
- Wiesz, ja też tęsknię za moją rodziną - powiedział cicho. - O stracie nigdy się do kińca nie zapomni, ale, uwierz mi, im mniej się o tym myśli, tym lepiej. To nic by nie zmieniło, oni wszyscy pozostaną i tak martwi.
Uri w jednej chwili uspokoiła się i tylko ślady łez pod podpuchniętymi oczami przypominały o chwili słabości.
- Jestem straszną egoistką. - Ze złością rzuciła kamieniem, celując w swoje odbicie. - Rozklejam się jak głupie lwiątko, bo umarł mój tata, a ty za jednym razem straciłeś matkę, ojca i brata. I to ty pocieszasz mnie?
Jasiri przygarnął łapą Uri jeszcze bliżej siebie, a gdy ta nie stawiała oporu, polizał ją po policzku tak powoli, że aż przeszedł ją dreszcz.
- Skupmy się na przyszłości - mruknął. - Zobacz, jesteśmy tu tylko my, ty i ja, i mamy przed sobą całą noc...
Lwica przewróciła się na plecy, pociągając za sobą partnera. Lekko zaskoczony, ale szczęśliwy Jasiri poddawał się jej woli.
- Może tym razem trafi się nam córeczka...? - szepnęła Uri i ugryzła figlarnie lwa w ucho.
Reszta nocy należała do kategorii "bardzo, bardzo udanych".
----------------------

Wiem, że w tym rozdziale prawie nic się nie dzieje, ale raz na jakiś czas i moi bohaterowie potrzebują trochę wytchnienia od tych ciągłych bitew i intryg.
Pisałam go dość długo, ale nadal nie jestem zadowolona, chyba i mój Wen ma ochotę wybrać się na wczasy. Jeszcze nie wiem, czy zawieszę bloga - może to taki zbiorowy kryzys - większość/ wszystkie dobre blogi o KL są albo zawieszone lub po prostu dawno nie publikowano na nich rozdziałów. Mam nadzieję, że i do Was, i do mnie chęć do pisania szybko powróci.
Jak myślicie, czy Uri doczeka się upragnionej córeczki?
(Proszę o komentarze, to baaardzo motywuje :))

13 komentarzy:

  1. Rozdział super jak zawsze. Uri to ja życzę nawet dwóch córeczek albo synków :) Jednak najlepiej w tej notce wyszedł ten tekst "A jaki kotlet? Też chcę być kotletem, mogę?" Kubwa rozwalił system xD

    Pozdrawiam, Dixie ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Tekst o kotlecie rządzi. XDD
    Bardzo lubię rozdziały, gdy ktoś starszy opowiada lwiątkom o dawnych dziejach. Takie opowieści mają swój klimat, który wręcz uwielbiam. :D
    Czekam na kolejny wpis! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kotlet rządzi XD Myślę że Uri doczeka się córeczki.Nawet mam nadzieję.Masz świetnego bloga i jak go zawiesisz to obiecuje że cię znajdę XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Wooow. Lubie takie spokojni ukierunkowana notki. Niby nic się nie dzieje ale kształtujesz podstawę i charaktery ukierunkowywujesz. Bliźniaki zawsze są fajne. Super opowieść z tym pierwszym królem. Pomysł jest na 10/10 . Chciała bym żeby była to córeczka tym razem :). Nie , tylko nie zawieszaj bloga. To jeden z najlepszych jak nie najlepszy. Moim zdaniem musisz tylko sobie to poukładać w głowie i czerpać przyjemność z tego. To receptura na świetny blog! Poprostu czerpanie przyjemności z pisania, z rozwoju postaci. Uważam że jak się zamyka/zawiesza bloga to tak jakby zabiło się te postacie na miejscu xd. Czekam na next u weny życzę. I wpadnij do mnie na nowy post. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny, miły i przyjemny rozdział, który chce się czytać, czytać i czytać. Lubię takie opowiadania. Masz naprawdę ciekawy styl pisania. Myślę, że Uri i Jasiri doczekają się córki. Kotlet najlepszy, a opowieść o pierwszym królu bardzo ciekawa. Bliźniacy dowiedzą się kiedyś, o tym, co ich babcia zataiła? W sensie o tych trzech siostrach i o młodszym bracie Mohatu.

    OdpowiedzUsuń
  6. Notka udana. Przyjemnje się ją czytało. Bardzo podobał mi się ten moment kiedy Kiara opowiadała lwiątką bajkę na dobranoc. Lwiątka są takie urocze i wogóle. Trochę nie podoba mi się że Kubwa i Chaka nie są zbyt zżyci z Dhambim jak z sobą. Uwielbiam twoje opowiadania, a to czytało się szczególnie udało. Bardzo cieszę się że Uri chce mieć kolejne dziecko oby to była mała lwiczka, ale uważam że kolejne lwiątko to będzie dla niej duży obowiązek. Pozdrawiam i czek na nową notkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz bardzo fajny styl pisania, tak, że przyjemnie się czyta. :) Lwiątka są urocze, ale najbardziej spośród nich lubię chyba Chakę. Miły rozdział. Kolejne lwiątko... czekam na więcej. :D Pozdrawiam. A u mnie kazanie...

    OdpowiedzUsuń
  8. ps zdradzę Ci coś powiązanego z moją opowieścią , bo dałaś mi propozycję :) vitani będzie miała innego partnera a w Kopie zakocha się dopiero w dorosłości, wtedy te parę lwich lat nie będzie miało dużego znaczenia. :) ale sama jeszcze nie wiem jak to się dokładnie potoczy...
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Niesamowity rozdział :D Lwiątka są urocze i choć nie kojarzę jeszcze większości imion, to coś czuję, że rychło się to zmieni. Masz fantastyczny styl, zwracasz uwagę na detale i pełne tło, co bardzo cenię w autorach :)
    No i... jestem niezmiernie wdzięczna, że postanowiłaś zostać stałą czytelniczką i dałaś mi tak motywującą opinię, bo szczerze mówiąc, twój blog jest jednym z tych, które po cichu odwiedzałam od czasu do czasu i podziwiałam: fantastyczny wygląd, styl pisania - i nawet do głowy by mi nie przyszło, że chciałoby ci się przeczytać cokolwiek z moich bazgrołów a co dopiero zostać na stałe. :D Jestem niezmiernie wdzięczna i - czekam na kolejne części <3
    Ps. Mogłabym prosić o link do rozdziału, w którym umiera Kovu? Zapowiada się niezwykle interesująco.
    Pps. Odcinek 2 możesz śmiało pominąć - pisałam go w wieku 12 lat i nie wylądował jeszcze w śmietniku tylko dlatego, że mam do niego zbyt duży sentyment. ~ EvilRay

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zrozumcie mnie źle, zdecydowana większość opowieści osób 12 letnich jest naprawdę świetna - to tylko i wyłącznie mój odcinek jest pełen faili ;D

      Usuń
  10. Świetny post. Kotlet mnie rozwalił!! Haha. Mam nadzieję że Uri będzie miała córeczkę podobną do Jasiri'ego. Fajnie opowiedziałaś o pierwszym królu. Naprawdę świetnie. Bardzo dobrze że nie napisałaś o tym właśnie że córki Mfalme chciały go zabić i że Thando żył w cieniu brata. To życz Uri ode mnie córeczki XD
    CZEKAM NA NEXT

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetna notatka :) Trochę spokoju jest miłą odskocznią od ciągłych konfliktów :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. 45 yr old Environmental Tech Phil Blasi, hailing from Cowansville enjoys watching movies like Comanche Territory (Territorio comanche) and Orienteering. Took a trip to Historic City of Sucre and drives a Mercedes-Benz 540K Special Roadster. dowiedziec sie tutaj

    OdpowiedzUsuń