czwartek, 9 czerwca 2016

39.Na trawiastym pagórku

Jasiri wypełnił wreszcie wszystkie swoje dzisiejsze obowiązki. Był na łapach od bladego świtu - teraz zapadała już noc - ledwo miał czas zjeść śniadanie. Przez cały dzień gdzieś biegł, coś załatwiał, kogoś uspokajał lub napominał... Szczególnie dużo czasu i energii zajęło mu rozsądzanie sporu pomiędzy dwoma gepardami. Oba osobniki były jeszcze dość młode, ale bardzo butne i wprost rwały się do walki. Królowie Lwiej Ziemi nie mieszali się zazwyczaj w konflikty innych zwierząt, pozwalali im samodzielnie załatwiać swoje sprawy. Tym razem sytuacja była poważniejsza, cała populacja gepardów podzieliła się na dwa obozy, kibicując to jednemu, to drugiemu z młodych. Gdyby sytuacja poszłaby o kilka kroków dalej, mogłaby zagrozić całemu Kręgowi Życia, Jasiri postanowił wkroczyć więc do akcji. Kilka godzin i wiele zszarganych nerwów króla później gepardy rozeszły się w swoje strony, podając sobie nawet łapy na zgody.
Gdyby nie ta niespodziewana interwencja, król dawno byłby już w domu, z żoną i synami. Po całym dniu harówki marzył tylko o tym, by w końcu nikt nic od niego nie chciał. Był zmęczony. Ale - mimo że przyznawał się do tego dość niechętnie - bardzo lubił swoją rolę. Początkowo nowe obowiązki przerażały go, czuł się spięty, bo jako król musi przecież dawać dobry przykład innym członkom stada. Postępował bardzo ostrożnie i często pytał o radę Kovu, a gdy go zabrakło - Kiarę.  Z czasem jednak to wszystko, co początkowo było trudne i nieznane, zaczęło przychodzić mu prościej, przynosząc satysfakcję z dobrze wypełnionego zadania. Choć był teraz bardzo zmęczony, było to miłe zmęczenie, radość, że mógł w jakiś sposób pomóc sawannie i jej mieszkańcom.
Nie mógł za to jeszcze odpocząć. Obiecał Uri, że spotka się z nią, gdy tylko wypełni swoje służbowe obowiązki. Miał nadzieję, że kilkugodzinne spóźnienie nie zrobi na niej zbytniego wrażenia.
Lwica czekała tam, gdzie się umówili - przy ujściu niewielkiej rzeczki doprowadzającej wodę do wodopoju. Nie zauważyła go z początku, skupiona była na piciu. Długie rzęsy rzucały cienie na jej szczupłe policzki, a ostatnie promienie zachodzącego słońca barwiły jej kremowe futro na krwisty kolor.
Jasiri znał w swoim życiu naprawdę wiele lwic, zaczynając od tych z jego rodzinnego stada i na spotkanych w drodze na Lwią Ziemię kończąc. Większość z nich była bardzo ładna, niektóre wydawały się także miłe. Uri była... przeciętna, trochę powyżej nijakości. Ale mimo to zdobyła serce Jasiriego już od pierwszej chwili, gdy tylko wyszło na jaw, że Lwioziemcy nie są mordercami. Lew nie miał pojęcia, jaki urok rzuciła na niego księżniczka - ale wciąż działał i król miał nadzieję, że nigdy nie przestanie.
- Już jestem - odezwał się, gdy był już prawie przy partnerce. - Przepraszam, że tyle mi zeszło, ale gepardy akurat dzisiaj postanowiły pobawić się w wojnę.
Uri oderwała wzrok od tafli wody i popatrzyła na niego z naganą. Kilka kropel bezbarwnej cieczy spływało jej po brodzie, połyskując tajemniczo.
- No w końcu - burknęła zrzędliwie, ale natychmiast się rozpogodziła. Chyba nawet wzajemne wyrzynanie się wszystkich sawannianych zwierząt nie zepsułoby jej dobrego humoru. - To co, idziemy?
Jasiri skinął głową i oboje skierowali się w stronę Lwiej Skały. Szli dość szybko, nie mogąc doczekać się swojego celu.
- Wiesz, bardzo się cieszę, że w końcu powiemy o wszystkim stadu. - Uri zerwała rosnący nieopodal niebieski kwiatek i wetknęła go sobie za ucho. - Mam nadzieję, że ucieszą się tak jak my. Moja mama jest już starsza i nie wiem...
Jasiri zatrzymał się i uciszył kolejne słowa, liżąc ją po pyszczku. 
- Oczywiście, że tak! Przypomnij sobie, jak twoja mama uwielbia Kubwę i Chakę, niepotrzebnie się martwisz. Będzie dobrze. A jak nie... - Roześmiał się niepokojąco. - Jesteśmy parą królewską, możemy rozkazać, by poddani się ucieszyli.
- Bez przesady. - Uri szturchnęła partnera w bok, Jasiri udał, że mdleje i znów kontynuowali marsz, przekomarzając się oraz robiąc głupie miny przy okazji
- Co tam się dzieje? - zaniepokoił się po dłuższej chwili król. Nawet z dużej odległości można było zauważyć, że u wejścia do Groty Królewskiej zebrało się całe stado. Lwy biegały w kółko, wyraźnie czymś zaaferowane i coś krzyczały.
- No proszę, nie ma mnie tylko kilka godzin i już coś wykombinowali. - Uri próbowała zamaskować niepokój żartem, ale wyszło raczej kiepsko. Jak na komendę oboje rzucili się sprintem w stronę domu.
Gdy, cali zdyszami i spoceni, wdrapali się na Lwią Skałę, mogli dostrzec więcej szczegółów. Centrum całego zamieszania stanowili Tabris z Juą. Dorosłe osobniki biegały wokoło nich, wyraźnie czymś ucieszone, a lwiątka plątały się pomiędzy ich łapami. Nigdzie nie było widać tylko Kopy i Huzuniego. Tak radosnej atmosfery nie było na Lwiej Ziemi od czasu śmierci Kovu.
- Tata! Mama! - zawołały jednogłośnie bliźniaki, gdy dostrzegły rodziców. Natychmiast do nich pobiegli i się przytulili - ale tylko trochę, bo byli już przecież duzi.
Uri przygarnęła do siebie obu synów. Nadziwić się nie mogła, jak bardzo już urośli. Z każdym dniem wydawali się coraz więksi, a ich grzywy można było dostrzec już nie tylko przez mikroskop.
- Czy ktooś rozpylił tu jakiś gaz rozweselający? Dlaczego wszyscy zachowują się nagle, jakby antylopa zatańczyła przed nimi zumbę? - spytał Jasiri synów, z niepokojem patrząc na oszalały tłum.
Kubwa machnął nonszalancko łapą.
- Nie, po prostu ciocia Jua znowu będzie miała lwiątko.
Jasiri i Uri popatrzyli po sobie skonsternowani.
- No to nas uprzedzili... - westchnął teatralnie król. - Przecież to my mieliśmy ogłosić tę nowinę!
- Co? - zaciekawił się Chaka, bo przez panujący wokoło harmider prawie nie słyszał rozmowy rodziców. Ledwo uchylił się przed stratowaniem przez lwicę, która rozradowana przebiegła tuż obok niego.
Uri zaryczała krótko. Nie był to może najdomośniejszy dźwięk świata, ale wystarczył, by jako tako uspokoić stado. Gdy spostrzegli królewską parę, zamilkli z szacunkiem i zrobili im przejście do Juy i Tabrisa.
Jasiri natychmiast przyyulił siostrę, a Uri z rozmachem poklepała kuzyna po łopatkach.
- Gratulujemy wam! - wykrzyknęła szczerze uradowana lwica, szczerząc się do obojga. - To wspaniale, że w stadzie pojawi się nowe lwiątko.
Jasiri pozostał trochę mniej wylewny, również im gratulował i uśmiechał się, ale wyraźnie czekał, aż znowu wzniecona wrzawa po raz kolejny ucichnie. Gdy to nastąpiło, zabrał głos:
- Mamy widocznie jakiś wyjątkowy wyż demograficzny, bo w stadzie pojawią się dwa nowe maluchy. Ja i Uri również po raz kolejny zostaniemy rodzicami!
Tym razem, z nie mniejszym entuzjazmem, rzucono się gratulować im. Kiara popłakała się z radości, obmyślając już, jak będzie rozpieszczać przyszłego wnuczka. Nawet Vitani, która wcześniej trzymała się na uboczu, podeszła do stada. Najpierw pogratulowała parze królewskiej, a potem podeszła do syna i jego partnerki.
Przez chwilę mierzyła się z Tabrisem wzrokiem, żadne z nich nie wiedziało, co powinno powiedzieć. Przez tę całą sytuację z Kopą bardzo się od siebie oddalili. Vitani bawiła się czasem z Dhambim, ale z jego ojcem unikała się jak ognia.
Wiidząc skrępowanie obojga, Jua znacząco dźgnęła partnera pod żebro. Tabris, chcąc uniknąć dalszych ponagleń, odezwał się. Dość niezręcznie, ale jednak.
- No to... będziesz miała kolejnego wnuka.
Vitani uśmiechnęła się lekko.
- Tak, i nawet nie wiesz, jak bardzo się z tego cieszę. - Niespodziewanie nawet dla samej siebie przytuliła syna. Ten, bardzo skrępowany, odwzajemnił uścisk.
Jua i Dhambi odsunęli się od nich dyskretnie - może to już czas, by matka i syn pogodzili się?
Tymczasem synowie Jasiriego i Uri planowali całe życie nienarodzonemu jeszcze rodzeństwu.
- Będzie bardzo odważny i mądry, tak jak my. I będzie się z nami bawił - mówił Chaka, nie kryjąc podniecenia.
- "On"? Czy zakładasz, że to będzie chłopiec? - spytała Uri, próbując nadążyć za tokiem rozumowania lwiątka.
- Oczywiście - powiedział z pełnym przekonaniem Kubwa. - Chłopcy są lepsi od dziewczyn, każdy to wie.
Jasiri  odpuścił sobie kazanie na temat tego, że każdy jest równy, potrzebny i inne banały w tym guście. Nastrój chwili był zbyt radosny na nudne pogadanki, zresztą pamiętał swoją własną awersję do lwiczek, gdy był w wieku bliźniaków.
Uri również darowała sobie komentarz, powiedziała za to:
- Teraz nie ma jeszcze co planować, wszystko okaże się, gdy maluch przyjdzie na świat. A co powiecie na to, by pójść dziś obejrzeć gwiazdy?
Bracia spojrzeli na siebie niepewnie.
- Czy to jest fajne? - spyrał ostrożnie Chaka. - Leżenie i gapienie się w jakieś punkciki brzmi trochę... nudno?
- Gdy byłam w waszym wieku, bardzo to z moimi rodzicami lubiłam. Mam nadzieję, że i wam się spodoba. Czy wiecie, gdzie jest taki trawiasty pagórek, kilkaset kroków za wodopojem? - Gdy jej synowie pokiwali zgodnie łebkami, komtynuowała. - To co, ścigamy się tam?
- Nie jestem pewien, czy takie ciągłe bieganie jest w twoim stanie wskazane. - Jasiri popatrzył z niepokojem na zaokrąglony brzuch partnerki, ale ta tylko zbyła go machnięciem łapy.
- Nie przesadzaj. Kto ostatni, ten zgniłe mięso! - I pognała przed siebie jak wystrzelona z procy.
Jej trzy ukochane lwy ruszyły za nią, odprowadzane uśmiechami lwic ze stada.
Pierwszy na trawiastym wzniesieniu pojawił się Chaka, za nim przybiegł Kubwa, a dyszący ze zmęczenia Uri i Jasiri dowlekli się na końcu.
- Jesteś pewna, że nie szkodzisz naszemu lwiątku? - wysapał kròl, rozcierając łapą kark i zerkając niespokojnie na partnerkę, gotów w każdej chwili udzielić jej pomocy.
- Absolutnie. - Lwica ułożyła się z rozkoszą na przypominającej najmiększą poduszkę trawie. Lwiątka, korzystając z tego, że nikt niepożądany nie może ich teraz  zobaczyć, wtuliły się w matkę. Jasiri położył się koło nich tak, że obydwa lwiątka były pomiędzy rodzicami.
Niebo było już doskonale czarne. Połyskiwały na nim miriady punkcików, nie większych od główki od szpilki każdy, ale za to doskonale widocznych z obranego przez lwy pagórka. Wiał lekki wiaterek, mierzwiący lwie futra, okrągły księżyc rzucał blade światło.
Mimo późnej pory braciom kompletnie nie chciało się spać, z szeroko otwartymi z ekscytacji oczami czekali na wyjaśnienia rodziców.
- Gwiazdy kryją w sobie wiele tajemnic, ale ich obserwacja jest też wspaniałą rozrywką - powiedziała tajemniczo Uri. - Wolicie zacząć od nauki czy rozrywki?
- Rozrywki - stwierdziły lwiątka. Ich rodzice powaznie by się zaniepokoili, gdyby usłyszeli inną odpowiedź.
- Czy wiedzieliście, że, jeśli się dobrze przyjrzeć, można zobaczyć na niebie wiele ciekawych kształtów? O, tu na przykład. - Nakreśliła łapą odpowiedni kontur. - Tu jest kwiatek z bardzo długą łodyżką i krzywymi płatkami, widzicie?
Lwiątka podążyły wzrokiem za palcem matki. Początkowo bezłatnie ułożone punkciki przeobraziły się w kwiatka, trochę nieforemnego, ale kwiatka!
- Tak! - zawołał z entuzjazmem Kubwa, poszukując kolejnych gwiezdnych kształtów. - O, a to baobab Rafikiego!
- Tam jest zebra, popatrzcie!
Cała czwórka doskonale się bawiła, wyszukując nocne obrazki. Jednak gdy za sprawą bliźniąt na niebie pojawił się "wąż z łapami, ale bez ogona" i "żyrafozebrosłoń", Jasiri postanowił przejść do drugiej części wieczoru. Co prawda wolałby pozostawić opowieść Uri, ale był to obowiązek króla - miał nadzieję, że, w razie czego, królowa go poprawi.
- Teraz posłuchajcie mnie uważnie. Gdy lew umrze - zaczął lew. - Jego duch trafia do gwiazd. Jeśli kiedykolwiek będziecie potrzebować pomocy, jeden z Wielkich Władców na pewno się wam ukaże, bo tylko oni mogą przemawiać poprzez gwiazdy.
- Jestem pewna, że wasz dziadek Kovu zawsze chętnie wam pomoże, tak jak i cała reszta - wtrąciła Uri.
Lwiątka przez chwilę myślały nad nowymi informacjami.
- Ale fajnie! - zawołały jednogłośnie.
- Prawda? Ale to jeszcze nie wszystko. Każdy lew ma także swojego osobistego strażnika, przydzielonego mu już w momencie narodzin.
Tym razem lwiątka myślały nieco dłużej, spoglądając na siebie nawzajem z namysłem. Chyba nie mieściło im się w łebkach, że jakiś wspaniały lew z przeszłości może opiekować się właśnie nimi i tylko nimi.
- Moim Duchem Opiekuńczym jest Uru, córka Mohatu. Przynajmniej tak powiedział mi Rafiki, bo sama nigdy jej nie widziałam - powiedziała Uri. - Ponoć jestem do niej bardzo podobna. Raz nawet uratowała mi życie... - Przypomniała sobie dzień, gdy Alvar już prawie  przerobił ją na mielonkę i wzdrygnęła się mimowolnie.
Kubwa doszedł chyba wreszcie do jakichś sensownych wniosków, bo popatrzył triumfalnie na rodzinę.
- Już chyba wiem, kto jest moim opiekunem - stwierdził. - Mfalme, pierwszy król. Jestem tak mądry i odważny jak on, w przyszłości chcę być też tak dobrym królem!
- A niby z jakiej racji? - Oburzył się lekko Chaka. - Mfalme to mój Duch Opiekuńczy.
Bracia, mierząc się wyzywającymi spojrzeniami, stanęli naprzeciwko siebie. Nie chcieli walczyć, nie tak na poważnie - byli zgodni jak zawsze, równo twierdzili, że to właśnie on jest podopiecznym Mfalmego. Wciąż pozostawali pod ogromnym wrażeniem niedawnej opowieści Kiary, pierwszy król jawił im się niczym najprawdziwsze lwie bóstwo.
Czując, że miły wieczór może zakończyć się niezłą awanturą, Jasiri zainterweniował.
- Chłopcy, nie kłóćcie się o taką głupotę. - Napomniał ich łagodnie. - Każdy z dawnych królów przysłużył się Lwiej Ziemi, nie tylko Mfalme jest wart zapamiętania.
- A Skaza? Co on zrobił dobrego? - Zainteresował się Chaka.
Uri pomyślała chwilę. Skaza zabił własnego brata, wygnał bratanka, sprowadził na Lwią Ziemię hieny i głód...  Mimo że w każdym starała się zobaczyć coś pozytywnego,  w nim nie potrafiła odnaleźć ani jednej iskierki dobra.
- No dobrze, wszyscy oprócz Skazy. - Poddała się. - Zresztą on nie był prawowitym królem, zdobył tron podstępem, nie sądzę, by opiekował się którymś z was.

- Mną opiekuje się Mfalme - powtórzył z uporem Chaka. 
Kubwa prychnął drwiąco.

- Ale ty nawet królem nie będziesz! Czy naprawdę myślisz, że Mfalme zająłby się kimś tak... zwykłym?
Po jego słowach zrobiło się całkowicie cicho. Nawet świerszcze, które do tej pory cykały gdzieś w wysokiej trawie, umilkły. Chaka skulił się, jakby brat go uderzył. Starał się nie dać po sobie poznać, że jego uwaga go dotknęła, ale w kącikach oczu zaczęły zbierać mu się łzy, które pośpiesznie wycierał łapką.
Cały miły nastrój ulotnił się w jednej chwili.
- Kubwa! Natychmiast go przeproś! - Uri nigdy nie krzyczała na swoje dzieci. Jeśli ich zachowanie wymagało rodzicielskiej interwencji, starała się z nimi spokojnie rozmawiać. Tym razem jednak krzyknęła, pierwszy raz w swojej macierzyńskiej karierze.
Starszy z lewków patrzył zdezorientowany to na rozgniewanych rodziców, to na zdruzgotanego brata. Nie rozumiał, o co jest tyle hałasu - nie chciał zranić brata, po prostu powiedział prawdę. Dlaczego ktokolwiek miałby się o nią obrażać?
- Ale Chaka nie będzie królem - powiedział i dodał dla pewności. - Ja nim będę, tak?
Jasiri zmroził go wzrokiem. Dotąd uważał Kubwę za tego dojrzalszego z rodzeństwa, takich słów się po nim nie spodziewał.
- Oczywiście, ale...
- Czy moglibyśmy już iść do domu? - spytał cicho Chaka, wbijając wzrok w ziemię. Głos drżał mu niebezpiecznie.
Uri wstała i opiekuńczo przytuliła młodszego synka.
- Dobrze. A z tobą... - Popatrzyła ostrzegawczo na Kubwę. - Porozmawiamy sobie w domu.
Cała czwórka ruszyła w stronę Lwiej Skały. Na przodzie szli Uri, Jasiri z chlipiącym Chaką pomiędzy sobą, w pewnej odległości wlekł się Kubwa, nadal nierozumiejący o co tak właściwie chodzi.
*** 
Huzuni bez trudu znalazł następnego dnia Mirembe. Po kilku dniach rozpatrywania wszystkich za i przeciw oraz bicia się z myślami, jego plan pomszczenia ojca był gotowy - zdobędzie zaufanie młodej lwicy, a potem, korzystając, że opiekuje się ona lwiątkami, zabije królewskich synów. No i zrzuci całą winę na nią, jeśli się uda.
Mirembe polowała z Vitani. Huzuni widział ich niewyraźne sylwetki, przyczajone w wysokiej trawie. Postanowił im nie przeszkadzać, stanął sobie z boku i obserwował.
Początkowo lwice szły ramię w ramię, zmierzając powoli w stronę niewielkiego stadka zebr. Po chwili jednak rozdzieliły się, Mirembe niemal zastygła w miejscu - może nawet przestała oddychać - a Vitani zaczęła okrążać stado szerokim łukiem. Gdy niczego nieświadoma zwierzyna znalazła się dokładnie między polującymi, stara lwica wyskoczyła nagle ze swojej kryjówki, chcąc spłoszyć zebry. Pozwoliła uciec większości z nich, swój przyszły posiłek, czyli starszą okulałą sztukę, popędziła w stronę córki. Mirembe bez trudu przegryzła mu tętnicę i zwierzę było martwe. Widać było, że mimo młodego wieku umie już doskonale polować.
Gdy lwice przechodziły obok niego, ciągnąc za sobą zdobycz, Huzuni postanowił się ujawnić.
- Witaj, Mirembe. Dzień dobry pani - powiedział, wynurzając się z wysokiej trawy.
- O, cześć, Huzuni - wyjąkała zaskoczona Mirembe, z miejsca oblewając się szkarłatnym rumieńcem. Czy obserwował ją przez całe polowanie? Jak wypadła?
Vitani skinęła mu przyjaźnie głową i taktownie oddaliła się w stronę Lwiej Skały. Całą zebrę zostawiła młodym - trudno, szczęście córki jest ważniejsze od pełnego brzucha.
Między lwami zapanowało niezręczne milczenie. Huzuni zastanawiał się intensywnie, co powinien powiedzieć jej niłego - było to o tyle trudne, że z zasady nie był miły nigdy. Albo nie, co powiedziałby, gdyby naprawdę chciał się z nią zaprzyjaźnić?
- Niezłe polowanie - mruknął i, przypuszczając, że ta uwaga może być niewystarczająca, dodał. - A nawet całkiem dobre.
Mirembe poczerwieniała jeszcze bardziej.
- Dziękuję. - Pacnęła się łapą w czoło, aż plasnęło. - Gdzie ja mam głowę, może chciałbyś się poczęstować tym mięsem? Zebra jest taka duża, że spokojnie wystarczy na naszą dwójkę, co?
Huzuni przystał na propozycję, wdzięczny, że podczas jedzenia nie musi się zbytnio odzywać. Ale co powinien powiedzieć później? Nie miał pojęcia, jak prowadzić towarzyskie gadki, w Górskim Stadzie większość kwestii załatwiało się za pomocą kłów i pazurów, tak było o wiele prościej.
Problem rozwiązała za niego Mirembe.
Oblizała się po ostatnim kawałku mięsa i powiedziaĺa:
- Czy zwiedziłeś już całą Lwią Ziemię? Jeśli nie, moja propozycja wciąż jest aktualna, chętnie cię oprowadzę. Znam dużo fajnych miejsc.
"Nie!" coś zawyło rozpaczliwie w duszy Huzuniego, lew ledwo powstrzymał się od natychmiastowej ewakuacji do jakiegoś zacisznego zakątka. Zamiast tego uśmiechnął się uśmiechem przypominającym do złudzenia szczękościsk.
- Zmieniłem zdanie. Bardzo chętnie. To... prowadź. 
Ruszyli, pozostawiając po sobie stertę wyszorowanych do połysku kości. Widać było, że Mirembe od dawna mieszka na Lwiej Ziemi - o każdym mijanym miejscu, które uznała za ciekawe, opowiadała bardzo szczegółowo. I z entuzjazmem, którego nie powstydziłby się niejeden przewodnik wycieczki.
Rozmowa z nią była bardzo łatwa - wystarczyło, by lew napomknął o interesującym go fakcie, a Mirembe, nie przeczuwając jego złych intencji, bez oporu mówiła o nastrojach panujących w stadzie czy charakterach jego członków. Chyba cieszyła się, że w końcu ma przy sobie rówieśnika, dotąd otaczały ją lwy sporo od niej starsze lub o wiele młodsze.
"Durny dzieciak" pomyślał Huzuni, jednym uchem słuchając paplaniny o radosnych nowinach Uri i Juy. Chociaż... dzieciak to chyba nieodpowiednie określenie - odpowiednio pogardliwe, ale niedotyczące już Mirembe.
Początkowo wydawału mu się, że jest ona dużo od niego młodsza. Jednak gdy przyjrzał się dokładnie, dostrzegł, że jej ciało jest większe i smuklejsze niż u lwiątka, głos niższy, a kształty ładnie zaokrąglone. Bya już prawie dorosła.
"Może chociaż wrażenia estetyczne zrekompwnsują mi tę katorgę przyjaźni z nią?" pomyślał z nadzieją, a głośno zapytał niewinnie:
- A powiedz mi, Mirembe... Kiedy przyjdzie na świat kolejny królewski potomek? Chciałbym wiedzieć, kiedy mógłbym złożyć  szczęśliwym rodzicom gratulacje.
"Kolejny bachor na liście do zabicia. Daję słowo, oni mnożą się jak króliki!".
- Gdzieś tak za dwa tygodnie? Mirembe wzruszyła beztrosko ramionami. Miała rację, po bliższym poznaniu Huzuni sporo zyskiwał. Miała nadzieję, że szybko się zaprzyjaźnią, a może nawet dojdzie do czegoś więcej? W stadzie nie byłp innych lwów w jej wieku, Huzuni spadł jej wprost z nieba.
- Czy chcesz pójść ze mną jutro w pewne specjalne miejsce? - spytała w nagłym przypływie odwagi.
- Oczywiście. - Huzuni uśmiechnął się miło, przypominając w tej chwili lwiego aniołka.
------------------
Ech, a dopiero co Uri powtarzała "Chłopcy są głupi!", pamiętacie? Ktoś tu chyba wdał się w mamusię :).
Jak myślicie - czy Uri i Jasiri dobrze zrobili, krzycząc na Kubwę?
(Wydaje mi się, że w tym rozdziale wyszło jakoś więcej opisów niż zwykle. Wolicie przewagę opisów właśnie czy jednak dialogów?)

10 komentarzy:

  1. Przewaga opisów czy dialogów? Jak dla mnie odcinek wypadł i d e a l n i e, nie ma niczego za dużo ani za mało. c:
    Moim zdaniem Kubwie należała się porządna lekcja - jego słowa były wręcz powalające. Biedny Chaka :/
    Coś czuję, że polubię Huzuniego. Lubię taki lekko wredny typ postaci, zawsze jest najbardziej nieprzewidywalny i zaskakujący. c: No i zaczynam kojarzyć imiona :D (a to we wszelkich opowiadaniach trochę mi zajmuje)
    Tak teraz sobie czytając zauważyłam, że mamy podobne nazwy stad. U mnie też pojawia się Górskie Stado (odc 12), ale ta zbieżność jest w stu procentach przypadkowa. Twój blog istnieje o wiele dłużej od mojego, więc jeśli chcesz, to mogę zmienić nazwę na Stado Burzy.
    Masz fantastyczne wyczucie - wiesz, kiedy zaskoczyć, kiedy wpleść coś zabawnego, a kiedy dać scenę odrobinę wolniejszą na "character development". Już niedługo uzupełnię braki. <3
    O, i zaskoczył mnie wygląd Uri. Podoba mi się, że wykreowałaś ją na naprawdę miłą porządną i fantastyczną osobę, a nie na wystrzałową księżniczkę. Leci wielki +
    Co tu dalej ględzić: czekam na następną część c:

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć i czołem,
    Zaglądałam tutaj dawno, dawno temu, kiedy to o ile sie nie mylę widniał rozdział 24 i blog był zawieszony. Przeczytałam ów rozdział i zachwycił mnie, szybko nadrobiłam zaległości, miałam tez wielka nadzieje ze szybko wrócisz. Pamietam ze bardzo podobała mi sie twoja historia i niesamowicie mnie wciągnęła, czekałam na twój powrót i w końcu zapomniałam niestety o tym blogu. Jednak właśnie dzis odnalazłam go ponownie i po przeczytaniu rozdziału od nowa sie zachwycam, musze jednak w wolnej chwili nadrobić zaległości by moc przypomnieć sobie wszystko i lepiej wszystko zrozumieć.
    Wracając do tego rozdziału, urzekl mnie twój styl pisania, cudowny, masz bogate słownictwo dzięki czemu przyjemnie czyta sie. Zezłościłam sie na Kubwe i jego zachowanie, poczułam smutek i współczucie co do jego brata. Huzuni to taki bohater, ktory ma wielka szanse stać sie moim ulubionym, często wybieram sobie na faworytów takie typy :)
    Podsumowując nieziemski rozdział i jak najszybciej planuje nadrobić zaległości, pozdrawiam ciepło i najmocniej przepraszam za zapewne duża liczbę błędów, pisze na telefonie... Pozdrawiam, ksiezniczkasarah.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że postąpili dobrze, Kubwa zachował się okropnie. Jak mógł powiedzieć coś takiego? Zawsze nawet go lubiłam, a teraz go nie poznaję. Huzuni także przypadł mi do gustu, czuję, że polubię tego "lwiego aniołka".
    Twoja historia jest niesamowita, tak strasznie mnie wciągnęła! Chyba pora nadrobić zaległości w tej historii po tylu latach nieobecności w blogosferze o Królu Lwie. :D
    Czekam na następny rozdział i zapraszam do mnie. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział bardzo ciekawy i długi, co bardzo lubię. kiedyś ten blog czytałam, nie wiem czemu o nim zapomniałam. Szybko to nadrobię, ale będę komentowac dopiero kolejne notki a nie te poprzednie, o ile nie przeszkadza. Tylko muszę zaobserwować bo zapomne hahaha. Ale poważnie, naprawdę ciekawa akcja.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. Fajnie, że będą kolejne lwiątka. Lubie takie małe pulpeciki ;). Mam nadzieję, że będzie lwiczka u Uri i Jasiri'ego, a lewek u Juy i Tabris'a. Jednak jak będzie księżniczka to będzie jej trudo... Dwójka braci, ojciec, a tylko dwie lwice w rodzince królewskiej... A Dhambi'emu przyda się towarzystwo jego płci moim zdaniem oczywiście. Nie wiem jak Kubwa mógł obrazić brata i jeszcze nie wiedzieć za co rodzice są na niego źli a brat smutny... Oj oj oj... Proszę przekaż ode mnie Uri, żeby nieźle nagadała Kubwie. Oczywiście nie za bardzo, ale żeby już tak nie powiedział...

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że Uri i Jasiriemu urodzi się córeczka (a może nawet dwie?) Lubię Kubwę. Zachował się okropnie i nawet nie zauważył swojego błędu - jak ja KOCHAM takie postacie ^^ Jua w ciąży? Jak miło, ciekawe, czy urodzi im się córeczka czy synek.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kubwę lubiłam, ale zachował się okropnie. :( Oby nie udało mu się dokonać pewnych rzeczy... Szkoda mi jego brata.

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział;) bardzo lubię czytać twojego bloga ze względu na to że potrafisz każdym zdaniem zaciekawic i zainteresować. Postaci świetnie ucharakteryzowane, żadne nie przedstawia konkretnej cechy npSkaza-->złość, przez to twój blog nie jest nudny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam że wcześniej nie komentowałam ale wiedz że jestem na bieżąco. Kubwa... Czy on zrobił to specjalnie ? Z jednej strony było napisane że nie ale... Kto wie? Jua w ciąży! Jej! Oby Uri miała córcię. Jej Miri jest urocza <3 Mam nadzieję że rozkocha w sobie Huziniego. Jak ją skrzywdzi to będzie miał ze mną do czynienia! Czekam na next!
    Pozdrawiam Psychofanka Miri, Jasi, Chaka i Tabby'ego

    OdpowiedzUsuń
  10. 44 year-old Quality Control Specialist Randall Chewter, hailing from Listowel enjoys watching movies like Aziz Ansari: Intimate Moments for a Sensual Evening and Soapmaking. Took a trip to Himeji-jo and drives a Land Cruiser. wiecej informacji

    OdpowiedzUsuń