czwartek, 9 sierpnia 2012

9.Pożegnanie Simby

Simba westchnął cicho i delikatnie odwrócił się na drugi bok. Odetchnął głęboko i zapatrzył się w szybko ciemniejące niebo, próbując zignorować mocny ból dokuczający mu w krzyżu. Ból starości...
- Cześć, dziadku! Czy coś się stało? Czujesz się gorzej? - Z zamyślenia wyrwał go zalękniony głosik Uri, która właśnie wdreptała do jaskini.
- Chciałbym z tobą o czymś poważnie porozmawiać, usiądź proszę. - Stary lew zmarszczył czoło. Znał bardzo dobrze swoją niesforną wnuczkę, więc spostrzegł, że zachowuje się nader nerwowo. Być może znowu wpakowała się w jakieś kłopoty. Lew nie zastanawiał się nad tym dłużej, miał do omówienia dużo ważniejsze sprawy z wnuczką.
Lwiczka usiadła wyprostowana jak struna. Przeczuwała, że rozmowa nie będzie lekka i przyjemna.
- Widzisz... - Simba szukał przez chwilę odpowiednich słów, by dokładnie wytłumaczyć lwiczce problem, lecz by jej nie przerazić. - Słońce każdego lwa wschodzi zachodzi. Nie mówię tu tylko o panowaniu nad Lwią Ziemią, ale także o zwykłym prozaicznym życiu.
Księżniczka zmarszczyła czoło. Miała akurat zapytać, co znaczy słowo prozaiczny, lecz nagle zrozumiała w pełni sens słów dziadka. Spojrzała na niego z pełnym lęku niedowierzaniem.
- Chcesz powiedzieć, że ty...? NIE!
Lew pogładził ją uspokajająco po łebku, jednak nic to nie pomogło. Biedne lwiątko wciąż trzymało go za futro na boku, jakby chciało swym wątłym ciałkiem obronić Simbę przed wszystkimi niebezpieczeństwami świata.
- Uri... Śmierć to rzecz naturalna, każdego kiedyś to czeka - tłumaczył lew łagodnie, lecz wnuczka przerwała mu gwałtownie.
- Ale ty jesteś jeszcze młody, no dobrze, w miarę młody, nie możesz jeszcze umrzeć! Pomyślałeś o mnie? O babci Nali? O moich rodzicach? Przecież oni się załamią! Bardzo cię kochają! Tak samo jak ja.
Simba przytulił mocno wnuczkę.
- Rozmawiałem już z twoimi rodzicami i babcią, są oczywiście smutni, ale rozumieją to, co nieuniknione. Ale jeśli chcesz, to zdradzę ci sekret. - Lew nachylił się konspiracyjnie do księżniczki, a ta zaciekawiona przestała na chwilę chlipać. - Gdy będziesz smutna lub potrzebująca pomocy, to zawsze, nawet po mojej śmierci, będziesz mogła zwrócić się do mnie.
- Ale jak to możliwe?
- Kovu opowiadał ci już o gwiazdach, prawda?
- Eee... O gwiazdach? Nie, a co jest w nich takiego ciekawego? - Uri popatrzyła uważnie na dziadka. Myślała, że ją nabiera, ale miał bardzo poważną minę.
- Jaka szkoda. - Lew poczuł się rozczarowany, nie miał siły opowiadać wnuczce o dawnych władcach ukazujących się w gwiazdach, więc postanowił zostawić ją na razie w lekkiej niewiedzy. - Zrozumiesz to później. kochanie. - Poczuł nagle wielkie zmęczenie napływające niby ogromna fala tsunami. Oparł się o ścianę groty, by nie upaść.
- Kocham cię, nie zapomnij o tym - zdążył tylko wyszeptać do Uri i zemdlał.
***
Lew ocknął się następnego dnia o wschodzie słońca. O dziwo, nie czuł się już słabo i nic go nie bolało. Przeciwnie, rozpierała go energia. Już dawno nie czuł się tak wspaniale, więc postanowił przejść się po Lwiej Skale, by zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Przestąpił ostrożnie nad śpiącą Nalą i wyszedł z jaskini. Wolnym krokiem wspiął się na szczyt Lwiej Skały, czyli tam, gdzie prezentowano małe lwiątka. Usiadł i zapatrzył się na sawannę, ukochane miejsce jego dzieciństwa.
"Tyle wspomnień..." westchnął w duchu "Dlaczego życie musi tak szybko upływać?".
- Starzenie się to normalna rzecz, Simbo. - Nagle za lwem rozległ się głęboki, głos. 
Simba odwrócił się gwałtownie. Zobaczył płowozłotego lwa o czerwonobrunatnej grzywie i ciepłych, czerwonych oczach i ciemną lwicę o jasnoczerwonych oczach. Lwu wydawało się, że skądś ich zna, ale skąd?
- Kim jesteście? - spytał ostrożnie. 
Lwica uśmiechnęła się czule, a ciepło wprost promieniowało z jej oczu.
- Nie poznajesz nas? - zdziwiła się. - Jesteśmy twoimi rodzicami!
Simba wytrzeszczył oczy. Nie wyglądał może zbyt mądrze, lecz kompletnie zszokowały go słowa lwicy. Przyjrzał im się uważnie. Nie widział swych rodziców już dawno- Mufasa, jak wiadomo, został zamordowany w Wielkim Wąwozie, a Sarabi umarła tuż po narodzinach Kiary, lecz lew w jakiś dziwny sposób czuł, że ci stojący przed nim to jego rodzice, a nie oszuści. Wzruszenie ścisnęło go za gardło. Miał im tyle rzeczy do powiedzenia, tyle do zrobienia... Miał w głowie totalny mętlik, nie wiedział, co powiedzieć najpierw, jak zacząć. Wobec tego zaczął najgorzej, jak się da.
- Ale wy przecież nie żyjecie! - wykrzyknął Simba i natychmiast zorientował się, że popełnił gafę. Niestety słów nie da się już cofnąć, a czasem taka opcja by się przydała.
Sarabi popatrzyła na syna. Nie była zła za niemiłe przywitanie.
- Masz rację, nas już nie ma wśród żywych - powiedziała spokojnie, jakby mówiła o porannym polowaniu.
- Ale jak to możliwe? - Simba jeszcze bardziej wytrzeszczył oczy. - Przecież zmarli władcy ukazują się tylko w gwiazdach...
- Tak, ale gdy jakiś lew umrze, to jego bliscy mogą wyjątkowo zejść na ziemię, by bezpiecznie przeprowadzić go do Niebiańskiej Ziemi - Mufasa przerwał synowi.
- To ja... umarłem? - Simba był oczywiście przygotowany do śmierci, już od kilku tygodni, lecz gdy wreszcie nastąpiła, był zdruzgotany. - Ale przecież wy wyglądacie tak młodo, dlaczego? - Kolejna nietaktowna wypowiedź. 
Rzeczywiście, Mufasa i Sarabi wyglądali bardzo młodo, prawie jak nastolatkowie.
- Po śmierci wszyscy młodnieją, ty też. - Rzeczywiście, Simba dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jego dzisiejsze dobre samopoczucie było skutkiem odmłodniałego w cudowny sposób ciała.
- Chodźmy, synku. - Sarabi polizała go zachęcająco po policzku, jednak ten wciąż się wahał.
- Chciałbym najpierw pożegnać się ostatecznie z Nalą...
- Niestety to niemożliwe, żywe lwy, tu, na ziemi nie mogą zobaczyć duchów - smutno pokręcił głową Mufasa. - Ale będziesz mógł obserwować dalsze życie swojej rodziny tam, z góry.
- Chociaż tyle dobrego... A czy w tej tam, Niebiańskiej Ziemi, spotkam moich przodków?
- Oczywiście! Chodźmy już, na nas czas. - Sarabi zaczęła lekko poganiać syna.
Lew popatrzył ostatni raz na sawannę, pragnąc na zawsze zachować ją w pamięci taką piękną, jaka była dziś, o wschodzie słońca. Popatrzył poważnie na rodziców.
- Jestem gotowy - oświadczył i zamknął oczy. Nie czuł już smutku ani niepokoju, tylko przeogromną ufność w kolejne, lepsze życie. 
W blasku rannego słońca wszystkie trzy lwy zaczęły tracić kontury, potem rozmywać się coraz bardziej, aż wreszcie zniknęły całkowicie. Powędrowały do innego, lepszego świata, gdzie nie ma chorób, wojen i nienawiści. Kraina ta nie została jeszcze odkryta przez żywych, ale może kiedyś, w przyszłości...?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz