Damu udało się wreszcie wyrwać spod tajemniczego agresora. Już miał go zaatakować, lecz w porę zauważył, że to Tabris i Uri tak go przestraszyli - lewek stał nieco z boku i chichotał lekko, a lwiczka leżała tuż przy nim i dosłownie rechotała ze śmiechu, trzymając się obiema łapkami za brzuch.
- Ej - mruknął lekko obrażony Damu. - Co was tak śmieszy?
- Ha ha, wiesz jak śmiesznie wrzasnąłeś, kiedy na ciebie wskoczyłam, ha ha. - Uri nie mogła przestać się śmiać, lecz widząc niezbyt uradowaną minę Damu, powiedziała szybko. - Ej, chyba się nie obraziłeś?
- Nie... - burknął lewek, troszkę jednak obrażony i zmienił temat. - Czemu mnie wcześniej nie odwiedziliście? Przecież obiecaliście...
W jednej chwili uszka małej lwiczki oklapły, a oczka straciły cały swój wcześniejszy blask. Próbowała uśmiechnąć się dzielnie, lecz nie wyszło to za dobrze. Tabris, widząc jej zachowanie, przytulił ją opiekuńczo.
- Ech, a dopiero o tym zapomniała... - westchnął i wymownie popatrzył na Damu.
- Przepraszam, ale co ja takiego zrobiłem? I o czym zapomniałaś, Uri?
- Nie mogliśmy wcześniej do ciebie przyjść, bo mój dziadek bardzo źle się czuł i wolałam go nie zostawiać samego, żeby pod moją nieobecność nie... - głosik załamał jej się lekko, lecz dokończyła dzielnie. - Nie umarł, a Tabris powiedział, że zaczeka na mnie.
- Rozumiem. - Brązowemu lewkowi zrobiło się głupio, że boczył się na nowych kolegów. - A Rafiki nie mógłby zbadać twojego dziadka? On bardzo wiele potrafi - pokazał im swoją prawie już zabliźnioną ranę na grzbiecie.
- Badał go. - Tabris pokręcił lekko łebkiem zasmucony. - Ale powiedział, że oprócz starości nic mu nie dolega, a na nią nie ma jeszcze lekarstwa.
Damu już miał coś powiedzieć ze współczuciem, lecz uprzedziła go Uri.
- A może się w coś pobawimy? Niedługo będziemy musieli z Tabrisem iść do domu, bo już zmierzcha. - Lwiczka nie chciała kontynuować tematu dziadka, bo lada chwila rozpłakałaby się ze smutku, a nie chciała skompromitować się przed nowym kolegą i kuzynem, tym bardziej, że ten drugi i tak się z niej wyśmiewał z powodu jej "rozpłaszczenia" na Lwiej Skale podczas koronacji Kovu i Kiary.
- Jasne, a w co? - Uśmiechnął się Damu, ale zaraz tak mocno pacnął się łapą w czoło, że aż prawie spadł z baobabu. - Kompletnie zapomniałem! Miałem was spytać, czemu są tu narysowane te wszystkie lwy. - Pokazał łapą na malowidła na pniu.
- Nie wiesz? A, ty nie jesteś z Lwiej Ziemi. Tu są namalowani wszyscy wcześniejsi władcy naszej ziemi wraz z małżonkami. Ja, jako przyszła królowa, także gdzieś tam jestem. - Lwiczka zrobiła dumną minę.
- Ooo... A co znaczy, że niektóre z nich są przekreślone?
- Eee... Nie wiem, ale jak chcesz, to zapytam taty. On wie wszystko!
Potem lwiątka zaczęły bawić się w zapasy na baobabie, bo, mimo usilnych próśb kuzynostwa, Damu kategorycznie odmawiał zejścia na ziemię.
- Może opowiesz nam coś o sobie, Damu? - zaproponował Tabris, zmęczony po kilku rundach zapasów.
- No dobrze. Mieszkam na Złej Ziemi z mamą Kijivu i... - Zawahał się, jakby myślał, czy mówić o wyrodnym rodzicu. - Tatą Alvarem. Jak się chyba domyślacie, to on mi zrobił tą ranę na grzbiecie.
- Ha, tak myślałam! - krzyknęła triumfalnie Uri. - Biedny jesteś... A może chciałbyś zamieszkać tu, na Lwiej Ziemi? Mój tata na pewno by się zgodził.
- Dziękuję za propozycję, ale nie. Nie chciałbym zostawiać mamy samej, a ona nie chce się przeprowadzać. Mówi, że Zła Ziemia to jej jedyny prawdziwy dom.
Tabris nie przysłuchiwał się wymianie ich zdań, tylko rozmyślał nad czymś głęboko. Wreszcie się odezwał.
- Twoja mama ma na imię Kijivu, a tata Alvar, tak?
- Tak, a co?
- Moja mama i wujek mówili mi, że to rodzeństwo, a więc jak to możliwe, żeby rodzeństwo miało razem dziecko? To... co najmniej dziwne. - Ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć "To nienormalne".
- Moi rodzice nie są prawdziwym rodzeństwem, tylko przybranym - wyjaśnił lewek. - Rodziców mojej mamy zabił jakiś lew i rodzice mojego taty po prostu ją przygarnęli.
- Uf, już myślałem, że jesteś jakiś zmutowany genetycznie - westchnął teatralnie Tabris i cała trójka roześmiała się.
- Ups, trochę się zasiedzieliśmy, rodzice będą na nas źli. - Uri zerknęła na szybko ciemniejące niebo i zerwała się na równe łapy. - To cześć, odwiedź nas jeszcze kiedyś, dobrze? - I już ich nie było.
- Coś zaczyna padać - mruknął Tabris, gdy przebiegali obok wodopoju. - Au!
- Co się sta... Auć!
Coś z wielkim impetem uderzyło Uri w łebek. Rozglądając się, zdezorientowanie lwiczka nadepnęła na,,, jajko. Wokół leżało mnóstwo jajek we wszystkich kolorach tęczy. Choć zabrzmi to absurdalnie, to one trafiły biedne lwiątka w łebki, spadając z chmur.
- Co to niby, inwazja jajek? - Kuzyn pociągnął lwiczkę w stronę jakiejś małej groty, bo spadających jajek wciąż przybywało.
Lwiątka gapiły się osłupiałe na to dziwne zjawisko z bezpiecznej groty. Wreszcie, gdy "deszcz" już minął, ostrożnie wyszły ze schronienia i zaczęły oglądać jajka.
- Nigdy nie widziałem kolorowych jajek, a ty? - spytał lewek, podrzucając jedno z nich nosem jak foka.
- Ja też nie. Zobacz, jakie to ładne! Wezmę je i pokażę rodzicom. - Lwiczka z dumą zaprezentowała turkusowe jajko w niebieskie kokardki.
Po krótkim zastanowieniu Tabris wybrał sobie zgniłozielone jajko z czerwonymi prążkami i pognali do domu, bo już prawie nie widzieli własnych łap w zapadłych ciemnościach. Gdy byli już u stóp Lwiej Skały, Tabris skręcił do byłej jaskini Skazy, gdzie mieszkał teraz z rodzicami, a Uri wspięła się na górę, niosąc w pyszczku jajko. Prawie wszyscy byli już w swoich jaskiniach, tylko Kovu siedział wytrwale na zewnątrz, najwyraźniej czekając na córkę.
- No, nareszcie wróciłaś - rzucił trochę rozgniewany. - Gdzie byłaś? Wiesz, że musisz wracać przed zmrokiem
- No fo ja... - Lwiczka wypluła wreszcie jajko z pyszczka i mogła normalnie skończyć zdanie. - Zagapiłam się na te padające jajka, przepraszam. Jak myślisz, dlaczego one spadły akurat dzisiaj?
- Zbliża się Wielkanoc - mruknął lew, jakby nieobecny duchem.
- Hę? A co to takiego?
- Nie wiem, tak jakoś mi się powiedziało. A właśnie, dziadek prosił, byś do niego przyszła, jak wrócisz.
Lwiątko oblał zimny pot. Miała nadzieję, że Simba nie poczuł się gorzej. A jeśli domyślił się, że widuje się z lwem ze Złej Ziemi?
Widząc jej wahanie, Kovu uśmiechnął się łobuzersko.
- Hej, Uri, masz coś do ukrycia, że tak się nie kwapisz do odwiedzin dziadka?
- Jasne, że nie - gładko skłamała lwiczka i robiąc dobrą minę do złej gry skierowała się do jaskini dziadka i babci.
- Ej - mruknął lekko obrażony Damu. - Co was tak śmieszy?
- Ha ha, wiesz jak śmiesznie wrzasnąłeś, kiedy na ciebie wskoczyłam, ha ha. - Uri nie mogła przestać się śmiać, lecz widząc niezbyt uradowaną minę Damu, powiedziała szybko. - Ej, chyba się nie obraziłeś?
- Nie... - burknął lewek, troszkę jednak obrażony i zmienił temat. - Czemu mnie wcześniej nie odwiedziliście? Przecież obiecaliście...
W jednej chwili uszka małej lwiczki oklapły, a oczka straciły cały swój wcześniejszy blask. Próbowała uśmiechnąć się dzielnie, lecz nie wyszło to za dobrze. Tabris, widząc jej zachowanie, przytulił ją opiekuńczo.
- Ech, a dopiero o tym zapomniała... - westchnął i wymownie popatrzył na Damu.
- Przepraszam, ale co ja takiego zrobiłem? I o czym zapomniałaś, Uri?
- Nie mogliśmy wcześniej do ciebie przyjść, bo mój dziadek bardzo źle się czuł i wolałam go nie zostawiać samego, żeby pod moją nieobecność nie... - głosik załamał jej się lekko, lecz dokończyła dzielnie. - Nie umarł, a Tabris powiedział, że zaczeka na mnie.
- Rozumiem. - Brązowemu lewkowi zrobiło się głupio, że boczył się na nowych kolegów. - A Rafiki nie mógłby zbadać twojego dziadka? On bardzo wiele potrafi - pokazał im swoją prawie już zabliźnioną ranę na grzbiecie.
- Badał go. - Tabris pokręcił lekko łebkiem zasmucony. - Ale powiedział, że oprócz starości nic mu nie dolega, a na nią nie ma jeszcze lekarstwa.
Damu już miał coś powiedzieć ze współczuciem, lecz uprzedziła go Uri.
- A może się w coś pobawimy? Niedługo będziemy musieli z Tabrisem iść do domu, bo już zmierzcha. - Lwiczka nie chciała kontynuować tematu dziadka, bo lada chwila rozpłakałaby się ze smutku, a nie chciała skompromitować się przed nowym kolegą i kuzynem, tym bardziej, że ten drugi i tak się z niej wyśmiewał z powodu jej "rozpłaszczenia" na Lwiej Skale podczas koronacji Kovu i Kiary.
- Jasne, a w co? - Uśmiechnął się Damu, ale zaraz tak mocno pacnął się łapą w czoło, że aż prawie spadł z baobabu. - Kompletnie zapomniałem! Miałem was spytać, czemu są tu narysowane te wszystkie lwy. - Pokazał łapą na malowidła na pniu.
- Nie wiesz? A, ty nie jesteś z Lwiej Ziemi. Tu są namalowani wszyscy wcześniejsi władcy naszej ziemi wraz z małżonkami. Ja, jako przyszła królowa, także gdzieś tam jestem. - Lwiczka zrobiła dumną minę.
- Ooo... A co znaczy, że niektóre z nich są przekreślone?
- Eee... Nie wiem, ale jak chcesz, to zapytam taty. On wie wszystko!
Potem lwiątka zaczęły bawić się w zapasy na baobabie, bo, mimo usilnych próśb kuzynostwa, Damu kategorycznie odmawiał zejścia na ziemię.
- Może opowiesz nam coś o sobie, Damu? - zaproponował Tabris, zmęczony po kilku rundach zapasów.
- No dobrze. Mieszkam na Złej Ziemi z mamą Kijivu i... - Zawahał się, jakby myślał, czy mówić o wyrodnym rodzicu. - Tatą Alvarem. Jak się chyba domyślacie, to on mi zrobił tą ranę na grzbiecie.
- Ha, tak myślałam! - krzyknęła triumfalnie Uri. - Biedny jesteś... A może chciałbyś zamieszkać tu, na Lwiej Ziemi? Mój tata na pewno by się zgodził.
- Dziękuję za propozycję, ale nie. Nie chciałbym zostawiać mamy samej, a ona nie chce się przeprowadzać. Mówi, że Zła Ziemia to jej jedyny prawdziwy dom.
Tabris nie przysłuchiwał się wymianie ich zdań, tylko rozmyślał nad czymś głęboko. Wreszcie się odezwał.
- Twoja mama ma na imię Kijivu, a tata Alvar, tak?
- Tak, a co?
- Moja mama i wujek mówili mi, że to rodzeństwo, a więc jak to możliwe, żeby rodzeństwo miało razem dziecko? To... co najmniej dziwne. - Ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć "To nienormalne".
- Moi rodzice nie są prawdziwym rodzeństwem, tylko przybranym - wyjaśnił lewek. - Rodziców mojej mamy zabił jakiś lew i rodzice mojego taty po prostu ją przygarnęli.
- Uf, już myślałem, że jesteś jakiś zmutowany genetycznie - westchnął teatralnie Tabris i cała trójka roześmiała się.
- Ups, trochę się zasiedzieliśmy, rodzice będą na nas źli. - Uri zerknęła na szybko ciemniejące niebo i zerwała się na równe łapy. - To cześć, odwiedź nas jeszcze kiedyś, dobrze? - I już ich nie było.
- Coś zaczyna padać - mruknął Tabris, gdy przebiegali obok wodopoju. - Au!
- Co się sta... Auć!
Coś z wielkim impetem uderzyło Uri w łebek. Rozglądając się, zdezorientowanie lwiczka nadepnęła na,,, jajko. Wokół leżało mnóstwo jajek we wszystkich kolorach tęczy. Choć zabrzmi to absurdalnie, to one trafiły biedne lwiątka w łebki, spadając z chmur.
- Co to niby, inwazja jajek? - Kuzyn pociągnął lwiczkę w stronę jakiejś małej groty, bo spadających jajek wciąż przybywało.
Lwiątka gapiły się osłupiałe na to dziwne zjawisko z bezpiecznej groty. Wreszcie, gdy "deszcz" już minął, ostrożnie wyszły ze schronienia i zaczęły oglądać jajka.
- Nigdy nie widziałem kolorowych jajek, a ty? - spytał lewek, podrzucając jedno z nich nosem jak foka.
- Ja też nie. Zobacz, jakie to ładne! Wezmę je i pokażę rodzicom. - Lwiczka z dumą zaprezentowała turkusowe jajko w niebieskie kokardki.
Po krótkim zastanowieniu Tabris wybrał sobie zgniłozielone jajko z czerwonymi prążkami i pognali do domu, bo już prawie nie widzieli własnych łap w zapadłych ciemnościach. Gdy byli już u stóp Lwiej Skały, Tabris skręcił do byłej jaskini Skazy, gdzie mieszkał teraz z rodzicami, a Uri wspięła się na górę, niosąc w pyszczku jajko. Prawie wszyscy byli już w swoich jaskiniach, tylko Kovu siedział wytrwale na zewnątrz, najwyraźniej czekając na córkę.
- No, nareszcie wróciłaś - rzucił trochę rozgniewany. - Gdzie byłaś? Wiesz, że musisz wracać przed zmrokiem
- No fo ja... - Lwiczka wypluła wreszcie jajko z pyszczka i mogła normalnie skończyć zdanie. - Zagapiłam się na te padające jajka, przepraszam. Jak myślisz, dlaczego one spadły akurat dzisiaj?
- Zbliża się Wielkanoc - mruknął lew, jakby nieobecny duchem.
- Hę? A co to takiego?
- Nie wiem, tak jakoś mi się powiedziało. A właśnie, dziadek prosił, byś do niego przyszła, jak wrócisz.
Lwiątko oblał zimny pot. Miała nadzieję, że Simba nie poczuł się gorzej. A jeśli domyślił się, że widuje się z lwem ze Złej Ziemi?
Widząc jej wahanie, Kovu uśmiechnął się łobuzersko.
- Hej, Uri, masz coś do ukrycia, że tak się nie kwapisz do odwiedzin dziadka?
- Jasne, że nie - gładko skłamała lwiczka i robiąc dobrą minę do złej gry skierowała się do jaskini dziadka i babci.
Nie wydaje mi się żeby lwy obchodziły Wielkanoc. I skąd te jajka?
OdpowiedzUsuń