czwartek, 9 sierpnia 2012

7.Gdzie jest mój syn?!


Nad sawanną powoli zapadał zmierzch. Krwawe promienie zachodzącego słońca oświetlały grupkę lwic truchtających szybko w stronę posępnej termitiery na Złej Ziemi. Wracały własnie z polowania, oczywiście na Lwiej Ziemi, bo u nich na tych suchych terenach najlepszą zdobyczą byłaby polna myszka. Upolowały dziś antylopę i zebrę. To mało. Alvar będzie się gniewać, a swoje niezadowolenie wyładowywał zwykle na siostrze lub Damu. Kijivu nie chciała, by jej brat po raz kolejny wyżywał się na biednym lwiątku, wiec jeszcze przyśpieszyła, nie zważając na protesty zmęczonych lwic. Alvar nie tolerował spóźnień. Dotarły wreszcie do swojego domu. Bez słowa położyły zdobycze przed rozciągniętym na gołej ziemi lwem i czekały na "ocenę". Lew podniósł się leniwie i popatrzył z odrazą na jedzenie.
- Co to ma być?- spytał, powoli cedząc słowa.
Kijivu wyszła powoli przed szereg lwic. Jako siostra Alvara była jakby ich przywódczynią, więc to do niej należało wyjaśnianie wszelkich niezgodności.
- To jest antylopa, a to zebra - powiedziała spokojnie.
- Ślepy jeszcze nie jestem, widzę, co to jest! Pytam tylko, dlaczego tak mało!? Mam zdechnąć z głodu, czy jak?!
- Nie mogłyśmy upolować więcej...
- Raczej się wam nie chciało! - Jednym potężnym ruchem łapy rzucił Kijivu na ścianę termitiery i, jakby nic się nie stało, zaczął jeść antylopę.
Wszystkie lwice podbiegły przerażone do Kijivu. Na szczęście nic poważnego jej się nie stało, zwichnęła tylko lekko łapę. Przyzwyczaiła się już do ciągłych ran i zwichnięć, więc idąc do swojego kącika termitiery nawet nie jęknęła. 
- Proszę, to twój kawałek mięsa. - Gdy Alvar się najadł, łaskawie zostawił lwicom jakieś ochłapy, by nie pomarły z głodu - kto by wtedy dla niego polował? Przyjaciółka Kijivu usłużnie przyniosła jej jej żałosną kolację.
- Dziękuję - Z wdzięcznością uśmiechnęła się lwica. Łapa trochę jej spuchła i nie była pewna, czy mogłaby sama iść po posiłek. - Zaraz podzielę się z Damu... Gdzie on w ogóle jest? Nie widziałam go od rana... - Zaczęła się niespokojnie rozglądać. Martwiła się o synka - jak każdy ze Zlej Ziemi był niedożywiony, więc nigdy nie opuszczał pory posiłków, pragnąc mieć w żołądku choć najmniejszy kawałek mięsa.
- Nie martw się, na pewno bawi się gdzieś z Farasi, wiesz, jakie są lwiątka. - Próbowała ja uspokoić przyjaciółka, ale to nic nie dało. Pełna złych przeczuć Kijivu wybiegła z wnętrza termitiery, nie zwracając uwagi na palący ból w łapie.
Znalazła przyjaciółkę swojego syna wraz z jej matką nieopodal małej rzeczki przepływającej przez Złą Ziemię.
- Witaj. - Kijivu przywitała się z lwicą. - Czy mogłabym na chwilę zabrać Farasi?
- Zabieraj ją sobie nawet na zawsze. - Lwica uśmiechnęła się żartobliwie i popchnęła lekko córkę w stronę Kijivu.
Lwica i lwiczka poszły na mały spacer. Kijivu przyjrzała się uważnie przyjaciółce syna. Mała miała czarny nos jak u wyrzutka, jasnozielone oczy, ciemnokremową sierść, maleńką grzywkę i ciemne obwódki wokół oczu. Była całkiem ładnym lwiątkiem i Kijivu nie miałaby nic przeciwko, by jej syn związał się z nią w dorosłości.
- Czy coś się stało, proszę pani? - spytała wreszcie lwiczka, przerywając tym samym panujące od dawna milczenie.
- Właściwie to jeszcze chyba nie. Chciałam cię tylko spytać, czy widziałaś dzisiaj Damu?
- Nnnie... - Zastanowiła się mała. - Chociaż... Rano widziałam, że kłócił się z ojcem, szukałam go potem, ale gdzieś zniknął. Jak pani myśli, czy coś mu się stało?
- Mam nadzieję, że nie - westchnęła Kijivu. - Dziękuję ci, gdybym tylko się czegoś dowiedziała, natychmiast ci powiem. Do zobaczenia, Farasi.
Lwica pognała do olbrzymiej termitiery, a lwiątko wróciło do swojej mamy.
Kijivu wbiegła do "domu" lwów ze Złej Ziemi i skierowała się do kąta zajmowanego przez Alvara.
- Gdzie... jest... Damu! - wycedziła przez zęby i brutalnie pacnęła brata łapą. - Gzie jest mój syn?!
- Hę? Kto? Aaa, twój syn, Damu? Skąd mam wiedzieć, gdzie on jest, nie pilnujesz go, to gdzieś polazł, proste - burknął lew, odsuwając się od siostry.
- Nie kłam! Po pierwsze to niestety także twój syn, a po drugie byłeś z nim tuż przed jego zniknięciem!
- No i co? Nie można już po prostu porozmawiać z własnym synem?
- Od kiedy jesteś takim troskliwym ojcem...? - mruknęła pod nosem, głośno zaś powiedziała. - Chcesz, to kłam, ja i tak znajdę swojego syna, choćbym miała przekopywać całą sawannę!
***
"Mam nadzieję, że się o mnie nie martwisz ,mamo" westchnął Damu. Miał wielkie wyrzuty sumienia, że on sobie spokojnie leniuchuje u Rafikiego, a jego mama być może umiera z niepokoju. Jego samopoczucia nie poprawiał fakt, że strasznie się nudził - pomimo obietnicy Uri i Tabris nie przyszli już od trzech dni. Chętnie poszedłby sam ich poszukać, bo Lwia Ziemia wyglądała bardzo zachęcająco, lecz opowieści ojca były w nim za bardzo zakorzenione, bał się, że jakiś zły lew go zobaczy i zabije.
Lewek przeciągnął się, ziewnął głośno i rozejrzał się uważnie wokoło. Leżał ponad metr nad ziemią na płaskiej gałęzi. Niebo było pochmurne, zbierało się na deszcz.Stado gazeli pasło się spokojnie obok baobabu, nie zwracając uwagi na małe lwiątko siedzące na drzewie. Nigdzie nie było widać właściciela baobabu, Rafikiego.
"To dobrze" pomyślał Damu "On zawsze tak skomplikowanie gada i nie można go zrozumieć".
Lewek zręcznie wskoczył na wyższą gałąź. Dzięki maści codziennie wcieranej mu w grzbiet przez szamana rana już prawie się zabliźniła i lewek nie musiał już ciągle leżeć. Lwiątko zagapiło się nagle na przelatującego tuż obok niego niebieskiego ptaszka. Był to Mwizi, syn starego Zazu i majordomus królewski, lecz mały tego nie wiedział. Przez chwilę nieuwagi poślizgnął się na gałęzi i zjechał na inny "poziom" drzewa. Otrząsnął się, poprawił niesforną grzywkę i rozejrzał się po nowym miejscu. Z jego pyszczka wyrwało się ciche "Łał! " .Tam, gdzie się znalazł, na całej powierzchni baobabu namalowane były lwy. Mnóstwo lwów .Miały różne kolory oczu, grzyw, sierści, niektóre były samicami, a niektóre samcami... Dziwne było tylko to, że kilka z nich było przekreślonych czarną farbą. Zdziwiony tymi obrazkami lewek chciał podejść bliżej, by dokładniej im się przyjrzeć, gdy...
- Ha! Mam cię! - wrzasnęło nagle coś za Damu i przygwoździło go do ziemi.
Brązowy lewek krzyknął przerażony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz