czwartek, 9 sierpnia 2012

5.Niech żyje nowy król!


Kolejny upalny dzień na sawannie, a zarazem druga doba szlabanu lwiątek. Cale szczęście, że także ostatnia, bo obydwa lewki zaczynały już dosłownie wariować z nudy - kto chciałby ciągle siedzieć na Lwiej Skale lub przechadzać po okolicy wraz z rodzicami? No cóż, na pewno nie Uri i Tabris. Kiara miała już serdecznie dość skwaszonej miny córki, więc zaproponowała jej coś, na co w normalnych warunkach by się nie zgodziła.
- A może poszłabyś na polowanie ze mną, ciocią Vitani i innymi lwicami? Podszkoliłabyś się trochę na przyszłość, co ty na to?
Uri była jeszcze mała i nie umiała usiedzieć długo w milczeniu, przez co często płoszyła zwierzynę, lecz inne lwice jej to wybaczały, ponieważ jako jedyna mała lwiczka w stadzie była ich ulubienicą.
- A naprawdę mogę? Oczywiście! - Lwiątko od razu się ożywiło i zaczęło szczęśliwe skakać wokół mamy. - To kiedy idziemy?
- Za chwilkę, kochanie, trzeba przecież zebrać wszystkie lwice, prawda? - Kiara popatrzyła z czułością na swą niecierpliwą córeczkę i uśmiechnęła się lekko.
***
Tabris westchnął ciężko. Okropnie się nudził. Nie chciało mu się siedzieć samotnie na Lwiej Skale - wszystkie lwice poszły polować, Simba gdzieś zniknął, a Kovu i Tai wybrali się poleniuchować nad wodopojem - więc poszedł razem z wujem i ojcem. Teraz chłodził się, brodząc w płytkiej wodzie i od czasu do czasu przypuszczając atak na ogon Taia. Chętnie poszedłby gdzieś, gdziekolwiek, oprócz, jak wiadomo, Lwiej Skały byle tylko nie słuchać nudnych "dorosłych" rozmów Taia i Kovu.
- Taaak, wyjątkowa susza w tym roku... - mruczał Kovu, przeciągając się leniwie.
- Ale za to ilość zwierzyny bardzo... Hej, Tabby, wracaj do nas! - Tabris ostrożnie próbował przekraść się do Miejsca UiT, lecz na dźwięk wołania ojca posłusznie zawrócił i zrezygnowany położył się obok niego.
- Nie mów do mnie "Tabby" - mruknął nadąsany. - Jestem już za duży na takie zdrobnienia.
- No dobrze, ty mój Tabrisie! Sam tego chciałeś! - Tai poczochrał synka po jego małej "grzywie", a potem tak go wyłaskotał, że lwiątko ze śmiechem odskoczyło, warcząc dla zabawy.
Tai także zaczął lekko warczeć i rozpoczęli wraz z synkiem małą gonitwę pełną wybuchów śmiechu i łaskotek.
Kovu dyskretnie odsunął się na bok, nie chcąc przeszkadzać w zabawie. Popływał trochę w wodopoju, rozkoszując się chłodną wodą, która skutecznie neutralizowała upal. W pewnym momencie ktoś zawołał z brzegu:
- Kovu! Mógłbym z tobą porozmawiać? - Był to głos Simby.
- Oczywiście, już wychodzę. - Ciemnogrzywy lew niechętnie wyszedł z wody i otrzepał się. - Coś się stało?
- Chodźmy się przejść, porozmawiamy po drodze.
- A czy ja też mogę iść z wami? Proooszę! - Tabris usłyszał ich wymianę zdań i natychmiast przerwał zabawę z tatą, żądny nowych wrażeń.
- Nie, Tabris, może kiedy indziej - mruknął król, jakby nieobecny duchem.
Rozczarowane lwiątko spuściło na dół uszka, lecz nie dyskutowało - czuło respekt przed Simbą.
Tymczasem oba lwy dreptały po sawannie. Kovu przyglądał się uważnie teściowi - lew jakby skurczył się w sobie, pod oczami pojawiły mu się cienie i ogólnie wyglądał na bardzo zmęczonego.
- Starzeję się, Kovu - westchnął wreszcie smutno Simba.
- Starzeć? Ty? Bez przesady...
- Niestety, to prawda. Po ostatniej wizycie na Złej Ziemi przed kilkoma dniami zrozumiałem, że nie pokonałbym już żadnego lwa. Szybko się męczę, wszystko mnie boli. Czuję, że mój czas tu, wśród was, niedługo się skończy, dlatego postanowiłem... - Odetchnął głęboko. - Przekazać tron tobie i Kiarze dziś wieczorem.
Kovu wytrzeszczył na niego oczy.
- Dziś wieczorem? To chyba trochę za wcześnie... Musiałbym najpierw porozmawiać z Kiarą...
- Już to zrobiłem, zgadza się. Proszę, Kovu, musicie zostać władcami jak najszybciej. Gdybym umarł, nie przekazując tronu, kto zająłby się Lwią Ziemią?
Kovu popatrzył teściowi prosto w oczy. Czuł się trochę urażony, że żona nic mu nie powiedziała o rozmowie z ojcem, lecz zachował to dla siebie.
- Jeśli to dla ciebie takie ważne, to dobrze, przejmę tron, jednak mam nadzieję, że jeszcze długo pozostaniesz wśród żywych. - Uśmiechnął się z nadzieją. 
***
Na Lwiej Ziemi zapadał zmrok. Wszystkie lwice ze stada, a także Tai z rodziną, usiedli ciasnym półokręgiem przed Lwią Skałą. Czekali. Wreszcie przyszedł pawian Rafiki i stanął na czubku Lwiej Skały. Wkrótce obok niego stanęli Simba i Nala, a tuż za nimi Kiara, Kovu i Uri. Pawian zaczął przecierać czoła teraźniejszej pary królewskiej liściem palmowym, jakby coś z nich ścierał -  był to symbol zakończenia obowiązków królewskich. Po skończonej czynności Simba i Nala zeszli z Lwiej Skały i w całkowitej ciszy zajęli miejsca w półokręgu. Obok Rafikiego stanął teraz Kovu wraz z Kiarą. Uri słaniała się ze zmęczenia za rodzicami, lecz nie chciała iść spać do jaskini. Musiała być przecież przy ceremonii! Stary pawian tymczasem zanurzył palec w tykwie i namalował przyszłej parze królewskiej tajemnicze znaki na czołach, tak jak czynił to małym lwiątkom podczas ich prezentacji. Gdy już zakończył swój tajemniczy obrzęd, cofnął się lekko, oceniając swe dzieło, a potem powiedział po prostu:
- No to mamy nową parę królewską! - Po czym pokłonił się im głęboko i odszedł do swojego baobabu. 
Lwia para popatrzyła na siebie nieco zdziwiona, ale Kiara mruknęła:
- No cóż, on zawsze miał swoje dziwactwa...
Kovu wzruszył lekko ramionami, a potem spytał:
- A co my mamy właściwie teraz zrobić? Wygłosić mowę powitalną? Odtańczyć makarenę? O, wiem, może byśmy zaryczeli?
- Dobrze, nie mam bladego pojęcia, co powinno się robić w takiej sytuacji - Już nabierali tchu, by zaryczeć, gdy z tyłu dobiegło ich ciche plaśnięcie - to biedna Uri zasnęła ze zmęczenia.
- Eeee... Ja zaraz wrócę. - Uśmiechnęła się przepraszająco nowa królowa i ,zostawiając osłupiałego męża, zaniosła delikatnie córeczkę do wnętrza Groty Królewskiej.
Gdy wróciła, zaczęli wreszcie ryczeć. Mieli nadzieję, że nikt nie spostrzegł, że Kovu zaczął zbyt wcześnie.
Pomimo tych wszystkich epizodów stado odpowiedziało im radosnym rykiem. Szczerze lubiło nowych władców, a male wpadki... No cóż, zdarzają się każdemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz