czwartek, 9 sierpnia 2012

4.Wyprawa na Złą Ziemię

- Daleko jeszcze? Jestem już strasznie zmęczony...
Lwiątka od dobrej godziny snuły się po Lwiej Ziemi. Szczerze mówiąc - zabłądziły. Z Lwiej Skały wyraźnie było widać w którym kierunku położona jest Zła Ziemia i Cmentarzysko Słoni. A teraz, w samym sercu sawanny i to bez kompasu - bo niby skąd miałby się tam znaleźć? - nie miały kompletnie pojęcia, w którą udać się stronę, więc w swej wędrówce liczyły na trochę szczęścia.
- ...I głodny... - wyliczał dalej Tabby.
- Och, zamkniesz się wreszcie czy nie?! - Nie wytrzymała Uri. - Ciągle narzekasz!
- Przepraszam - mruknął zawstydzony lewek. - Ale jestem taaaki głodny! Od śniadania nic nie jadłem.
- Czyli od dwóch godzin - skwitowała kwaśno. - No dobrze, upoluję ci jakąś myszkę, żebyś mi tu nie umarł z głodu.
- Od kiedy ty umiesz polować? Przecież ciocia Kiara cię jeszcze nie uczyła.
- No i co? Każda lwica, nawet ta najmniejsza, ma to we krwi. - Mówiąc to, zaczęła szukać przy ziemi jakiegoś małego zwierzątka do złapania.
Wreszcie wytropiła małego motylka. Zaczęła się do niego bezszelestnie skradać. Niestety, gdy już miała na niego skoczyć, owad odleciał.
- Ej! - krzyknęła za nim zawiedziona. Tabris zaczął się śmiać.
- Ha ha, też bym się przestraszył twojego strasznego pyska, a co dopiero takie maleństwo, ha ha!
- Ach, tak?! Ja ci tu próbuję zdobyć żarcie, a ty mi się tak odwdzięczasz? Wrrr! - Rozzłoszczona nie na żarty skoczyła na kuzyna.
Lwiątka szamotały się chwilę, potem Tabby zdołał się wyrwać kuzynce, pogonili się trochę, a następnie znów zaczęła się szamotanina. W ferworze walki lwiątka nie zauważyły, że zbliżają się do pnia drzewa tworzącego "most" nad rzeką. Z wielkim chlupotem wpadły do wody. Ponieważ jednak rzeczka nie była zbyt głęboka, toteż szybko wyszły na obcy brzeg, plując i kaszląc przy okazji.
- No, to chyba wreszcie znaleźliśmy Złą Ziemię, bo na Cmentarzysko mi to nie wygląda - mruknęła Uri, uważnie rozglądając się wokoło, gdy pozbyła się już całej wody z futerka i pyszczka.
Lewki stały na wyschniętej i spękanej ziemi. Nie było tam żadnych roślin, tylko jakieś suche badyle. W oddali majaczyła ogromna posępna termitiera. Ogólnie rzecz biorąc otoczenie nie zachęcało do popołudniowych wypadów.
- U...Uri, a może jednak już wrócimy do domu? - małemu lewkowi lekko drżał głos. - Jakoś niezbyt mi się tu podoba.
- Przecież nie ma tu nic niebezpiecznego, głuptasie! - ofuknęła go kuzynka i zdecydowanie ruszyła naprzód, nie oglądając się za siebie. - Jeśli ci tak zależy, to możesz zostać tu na czatach.
- Sam?! Nigdy w życiu! - Pognał za kuzynką. 
Lewki wędrowały po Złej Ziemi. Wreszcie dotarły do wspomnianej wcześniej termitiery.
- I czego się tak bałeś, hę? - kpiąco burknęła królewna. - Przecież tu nawet nikogo nie...
Nie dokończyła zdania, bo tuż obok nich rozległ się ogłuszający ryk.
***
Vitani wpadła jak burza do Groty Królewskiej.
- Przyszłam wcześniej po Tabrisa - zakomunikowała odpoczywającym tam Kovu i Kiarze.
- Do nas po Tabrisa? - zdziwił się Kovu.
- Przecież Uri powiedziała mi, że do obiadu będą bawić się u was. - Przyjrzała się bratu, jakby oczekiwała, że ten zaraz głośno się roześmieje i powie "Nabrałaś się, siostrzyczko!". Nic takiego jednak nie nastąpiło, odezwała się jednak Kiara:
- Nam za to powiedziała, że do obiadu będzie u was. Gdzie więc jest? Ona i Tabris? - W głosie lwicy zaczęła pobrzmiewać panika, więc Kovu przytulił ją uspokajająco.
- Nie martw się, na pewno poszli na Złą Ziemię lub Cmentarz Słoni, pokazałem dziś królestwo Uri, na pewno, jak każde lwiątko, była ciekawa, co tam jest.
- I ty mówisz o tym tak spokojnie?! - wrzasnęły niemal jednocześnie Kiara i Vitani, dwie matki martwiące się o swoje dzieci. - Musimy coś zrobić, ratować ich! - Jednocześnie wybiegły z groty, by organizować "akcję ratunkową".
***
Przerażone lwiątka aż podskoczyły i szybko odwróciły się do tyłu. Za nimi stał ciemnogrzywy lew o jasnej sierści z blizną na oku. To on tak przeraźliwie ryczał. Tuż za nim dreptało kilka lwic. Jedna z nich trzymała w pysku lwiątko, na oko w wieku Lwioziemców.
- No no... Kogo my tu widzimy - mruknął z kpiną lew. - Czyż to nie mała księżniczka Lwiej Ziemi? Wraz z... kolegą?
- To mój kuzyn, Tabris - szepnęła Uri, kuląc się ze strachu. Tabby schował się za nią. - To my... Może już pójdziemy...
- Gdzie wam tak śpieszno? - przesłodzonym tonem spytał ciemnogrzywy. - My lubimy gości. - Lwice zaczęły okrążać lewki. Lew także stał w środku kręgu.
Lwiątka bezradnie się rozglądały. Niestety, nie było żadnej luki w kole, by uciec na bezpieczną Lwią Ziemię.
- Lubimy gości, ale nie Lwioziemców - podjął temat. - Tak więc bardzo mi przykro, ale... zabić ich!
W tym samym momencie, gdy lwice miały skoczyć na bezbronne maluchy, niespodziewanie przybiegli Tai, Vitani, Kovu, Kiara, Simba i Nala. Byli bardzo zdyszani, ale aż kipiała z nich wściekłość. Matki odciągnęły swe dzieci kawałek dalej, a Kovu i obcy lew mierzyli się wzrokiem.
- Alvar? Co ty tu robisz? I... Kijivu? - zdziwił się przyszły król, patrząc na jedną z lwic, tę z lwiątkiem.
- Nie brałem udziału w Wielkiej Bitwie, tak, jak obecne tu lwice. Dzięki temu nie staliśmy się jak reszta naszego stada ZDRAJCAMI. - Splunął pod łapy Kovu, jednak ten zachował kamienny spokój.
- To nie była zdrada, tylko jedyny słuszny krok, jaki mogliśmy podjąć. Jeśli chcecie, możecie teraz się do nas przyłączyć, zapraszamy.
- Ani nam się śni. Następnym razem lepiej pilnujcie swoich lwiątek, bo mogą już nie wrócić. Chodźmy, nie ma co marnować czasu na zdrajców własnego stada. - Poszedł w stronę olbrzymiej termitiery, nawet się nie oglądając.Tak samo postąpiła reszta stada. Tylko wspomniana wcześniej Kijivu raz po raz się za siebie oglądała, lecz poszła za resztą.
***
- Dlaczego to zrobiliście? - spytał Kovu lwiątka z zawodem w głosie, gdy wrócili już na Lwią Skałę. 
- No... Bo my... - jąkały się maluchy. Czuły się strasznie głupio.
- Już dobrze, nie tłumaczcie się - ciepło powiedziała Kiara. - Też kiedyś byliśmy młodzi i wiemy, jak to jest. Ale nie możecie tak postępować, serca pękły by nam z żalu, gdyby wam się coś stało.
Ostatecznie skończyło się tylko na dwudniowym szlabanie.
 ***
- Tato... Skąd w ogóle znasz tamtego lwa?
Wieczorem, gdy wszyscy szykowali się spać, Uri zdobyła się na odwagę i zadała ojcu dręczące ją od kilku godzin pytanie.
- Dobre pytanie. Już chyba czas, bym ja i ciocia Vitani opowiedzieli tobie i Tabrisowi o czymś.
Lwiczce aż zaświeciły się oczy. Uwielbiała historie o dawnych władcach Lwiej Krainy, jednak nigdy jeszcze nic nie słyszała o pochodzeniu cioci i taty.
Potem Tabby i Uri wraz z rodzicami usiedli kręgiem na szczycie Lwiej Skały. Tata i ciocia rozpoczęli opowieść. Mówili o swoim dzieciństwie na Złej Ziemi, o swoich przyjaciołach - Alvarze i Kijivu, o starszym bracie, Nuce, o miłości Kovu do Kiary...
Po zakończeniu opowieści Kovu ciężko westchnął
- Jak widzicie, nie ma się czym chwalić. Dlatego nigdy wam o tym nie mówiliśmy. Wstydzimy się naszych korzeni i tego, jacy byliśmy przedtem.
- Dla mnie zawsze będziesz moim ukochanym tatą, wiesz? - szepnęła mu miękko Uri do ucha. - I nic tego nie zmieni.
Kovu obdarzył ją jednym z najszczerszych uśmiechów. Był dumny ze swojej córki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz