Z racji tego, że dziś na sawannie słońce przyjemnie grzało, a lwy lubiły leniuchować, prawie wszyscy Lwioziemcy udali się na skarpę położoną na tyłach Lwiej Skały, by się trochę "poopalać". Nie było wśród nich tylko Vitani - od śmierci Taia lwica zamknęła się w sobie i wolny czas spędzała najchętniej tylko we własnym towarzystwie.
Lwy rozłożyły się na przyjemnie nagrzanych kamieniach. Większość z nich po prostu leżało, bezmyślnie wpatrując się w dal, kilka smacznie spało, a tylko dwa młode lwy - Damu i Tabris - rozmawiały o czymś z ożywieniem, wyraźnie nie mogąc dojść do porozumienia.
- Ha, myślałem, że znasz Uri już dostatecznie długo i nie będziesz, nawet próbował myśleć, że uda jej się coś upolować. - Haśniejszy lew popatrzył na kolegę bezbrzeżnie zdziwiony, jakby w ogóle nie mógł przyjąć takiej możliwości do wiadomości.
- A niby czemu nie? - Damu był częstym gościem na Lwiej Skale, rozważał nawet zamieszkanie na niej. Ostatecznie jednak pozostał na Zlej Ziemi wraz z matka i resztką lwic.
- Bo... bo... tak myślę. - Wzruszył ramionami Tabris. Nie miał lepszego wytłumaczenia, ale nie chciał przyznać, że myśli, że pierwsze polowanie jego kuzynki dobrze się skończy. Oprócz więzów krwi łączyła go z Uri głęboka przyjaźń, więc mógł sobie pozwolić na "drobne" złośliwości pod jej adresem.
Damu zaśmiał się krotko. Szczerze śmieszyły go te ciągłe narzekanie kuzynostwa jedno na drugie. Przeciągnął się i ruszył na mały spacer, by rozprostować ścierpnięte podczas długiego leżenia łapy, Lawirował zręcznie pomiędzy lwicami zajmującymi prawie całą powierzchnię skały. Tylko raz nadepnął jednej z nich na ogon, lecz oddalił się, zanim właścicielka zgniecionej części ciała zorientowała się, co się stało.
Usiadł w swoim ulubionym miejscu - na samiutkim szczycie Lwiej Skały i pogrążył się w marzeniach. Lubił wyobrażać sobie, że jest królem Lwiej Ziemi i czujnym okiem obserwuje swoje królestwo. Obok niego stoi Uri, jego żona, trzymająca w pysku ich potomka i...
Zaraz, coś mu w tym jego krajobrazie nie pasowało.
Zamrugał kilkakrotnie, pewny, że trzy plamy zbliżające się w szalonym tempie do Lwiej Skale są wytworem jego bujnej fantazji. Jednak one nie znikały.
Wytężył wzrok. Po kilku chwilach wpatrywania się w pędzące plamy zauważył, że jedna z nich, ta na przedzie, ma kremowe futro. Czy to mogła być...?
- Uri! - wrzasnął tak głośno, że chyba wszyscy w promieniu wielu kilometrów go usłyszeli. - Uri w niebezpieczeństwie!
***
Serce księżniczki Lwiej Ziemi biło jak szalone. Nie wiedziała, ile zdoła jeszcze uciekać przed prześladowcami - czuła, jakby jej łapy zrobione były z ołowiu, oddech stał się płytki i chrapliwy. Musiała odpocząć.
"Lwia Skała jest już niedaleko, wytrzymasz" przekonywała się w myślach. Czuła jednak, ze nie da rady. Zahaczyła łapą o jakiś wystający z ziemi korzeń. Upadla. Nie próbowała wstać, była zbyt osłabiona. Skuliła się tylko, czekając na niechybną śmierć. Słyszała już triumfalne głosy obu goniących ja lwów, za chwilę będzie po wszystkim. Zacisnęła oczy.
- Wy! Zostawcie moją córkę!
- Uri, nic ci nie jest? Odezwij się, proszę!
Zamiast rozszarpywania pazurami poczuła, że ktoś ja podnosi i stawia na łapy. Otworzyła szeroko oczy, zastanawiając się, czemu jej prześladowcy zmienili zdanie i nie robią z niej siekanego kotleta. Przed sobą zobaczyła jednak nie ich, tylko brązowego lwa o czerwonych oczach i niesfornej, ciemnej grzywie.
- Damu? C... co tu tu r... robisz? - Z wrażenia zaczęła się jąkać. Będzie żyła!
- Och, Uri, już myślałem, że oni cię... - W jego oczach pojawiły się łzy. Gdy zobaczył ją leżącą, już myślał, że za późno sprowadził pomoc, na szczęście mylił się. Próbował przytulić siostrę, lecz ta wywinęła się zręcznie i na wciąż drżących ze zmęczenia łapach podeszła do ojca. Dwaj niedoszli mordercy widocznie zorientowali się, że z prawie dwudziestoma Lwioziemcami nie mają w walce szans, bo siedzieli spokojnie, łypiąc na Uri z nienawiścią. Lwiątko, trzymane uprzednio przez lwicę, siedziało teraz u jej stóp, popiskując żałośnie. Księżniczce zrobiło się go żal.
Dopiero teraz miała czas przyjrzeć się całej trójce - lew i lwica byli bardzo do siebie podobni, mieli niebieskie oczy, czarne nosy jak u wyrzutków i brązowe futra. Ponadto lew miał grzywę o ton ciemniejszą od futra i krew kapiącą z rozbitego nosa. Widocznie oberwał od któregoś Lwioziemca.
"Dobrze mu tak" pomyślała mściwie Uri i spojrzała na lwiątko. Wyglądała na lwiczkę, miało wielkie, przestraszone zielone oczka, czerwonobrązowe futerko i ciemny nosek.
Kiara i Kovu podbiegli do córki i przytulili ją mocno. Upewnili się, że córce nic oprócz kilku siniaków nie dolega, a potem Kovu warknął do obcych:
- Ruszajcie się, na Lwiej Skale macie mi wszystko wytłumaczyć, zrozumiano?
Pokiwali ponuro głowami, a potem wszyscy skierowali się do wcześniej wspomnianego miejsca.
Usiedli przed Grotą Królewską. Kovu wystąpił przed szereg milczących lwów i podszedł do obcej trojki. Popatrzył na nich z pogardą i wysunął pazury. Nie zrobiło to jednak na brązowych wrażenia, ich pyski były nieruchome niczym maski. Król musiał więc użyć innego sposobu przestraszenia ich.
- Próbowaliście zabić moją córkę - powiedział na pozór spokojnie. - Teraz ja mam prawo zabić was.
Wśród Lwioziemców zapanowało poruszenie - czy Kovu na prawdę miał zamiar zabić tamtych?
Obcy lew uniósł brwi.
- Cóż, coś za coś. Wy zniszczyliście nasze życie, my zamordujemy lwiczkę. - Wzruszył lekceważąco ramionami.
Damu popatrzył na niego z niedowierzaniem.
- Jak niby zniszczyliśmy wasze życie? Jesteśmy dość pokojowi, więc jakoś nie mogę uwierzyć...
- Zabiliście naszych rodziców - powiedziała cicho niebieskooka lwica, nie zabierająca dotąd głosu. - I rodziców Mirembe, władców naszego małego stada. - Wskazała na lwiczkę siedzącą przy jej łapach. - Zabraliście naszego brata Jerahę. Tylko mnie, Jasiriemu i małej udało się uciec, reszta zginęła. I wy mówicie, że jesteście "dość pokojowi"? - Jej głos załamał się. Brązowy nazwany Jasirim przytulił ją opiekuńczo.
- Nigdy nie dopuścilibyśmy się takiej zbrodni. - Znów zabrał głos Kovu, wyraźnie jednak poruszony tragedią trójki lwów. - Dlaczego sądzicie, że to nasza sprawka? Na sawannie jest wiele lwich stad, to mogło być każde.
- Tak? - Prychnął Jasiri. - Ale chyba nie każdy przed zamordowaniem pierwszej ofiary mówi "Drżyjcie przed niepokonanym stadem z Lwiej Ziemi!", mam rację?
W stadzie zapanowała pełna osłupienia cisza.
O kurczę, się porobiło ! Mam nadzieję, że sprawa jakoś sie wyjaśni . Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział :D
OdpowiedzUsuńBiedne lwiątko, ale też biedna Lwia Ziemia.
OdpowiedzUsuńCudnie! Mogę się założyć, że to sprawka Alvara... Biedny Damu, nie będzie mógł być z Uri, bo to jego siostra... Żal mi go strasznie... Czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńWydjae mi się, że Alvar maczał w tym swe pazury, no ale pewna nie jestem. ^^
OdpowiedzUsuńSuper notka, jak zwykle.I taki mroczny koniec :D
Zapraszma na www.krollew-dalszelsoy.blog.onet.pl/
Super notka! Dobrze, że Uri nic się nie stało. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :D
OdpowiedzUsuńUri jak zwykle wychodzi cało z tarapatów, jestem ciekawa co kombinuje ta trójka lwów? Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńHej Uri, dawno się nie odzywałaś. :) Nawet nie wiedziałam, że przeniosłaś bloga! Musiałam mieć sporo na głowie, przepraszam. :(
OdpowiedzUsuńNapiszesz do mnie? Chciałam Cię o coś zapytać: tylko_ja14@amorki.pl
Thehanka ma racje to pewnie sprawka Alvara to w końcu w jego stylu bardzo przypomina styl Skazy w końcu to jego zagorzały fan mam nadzeje ze nie wyjdzie z tego jakaś grubszej afery a co ja mówie na pewno bedzie afera musi coś być inaczej nie byłoby akcji xD super nocia czekam na kolejną i zapraszam do mojej
OdpowiedzUsuń