sobota, 16 lipca 2016

42.Obiecaj mi

Pewnego popołudnia z Groty Królewskiej wyszły cztery lwy. Piąty członek rodziny, czyli Jasiri, jak zwykle rozwiązywał jakieś sawanniane problemy. Teoretycznie Uri powinna być teraz razem z nim, ale tego dnia zbuntowała się - nawet królowe mają prawo od czasu do czasu zastrajkować - i postanowiła spędzić miło czas z synami.
Jasiri nie narzekał, bo i dzień był dość szczególny. Ich maleńki, nieporadny syneczek, zwany również Roho, miał po raz pierwszy zwiedzić sawannę.
- Tylko ostrożnie, mamo - pouczył Kubwa z ważną miną. - Nie upuść go.
Starsi - nadzwyczaj opiekuńczy i odpowiedzialni - bracia szli po obu bokach matki jako eskorta na wszystkie nieprzewidziane wypadki. Uri trzymała delikatnie w pysku najmłodsze, wyrywające się  dziecko, znosząc je z Lwiej Skały. 
Chociaż Roho przemieszczał się już całkiem swobodnie po Grocie Królewskiej, nikt nie posądzał go jeszcze o umiejętność zbiegania ze stromych kamieni.
- Już, już możesz go postawić. - Zaaferowane lwiątka pierwsze znalazły się na trawiastym gruncie i popatrywały niecierpliwie na wlokącą się, według nich, matkę.
Gdyby Uri miała wolny pysk, uśmiechnęłaby się, ale w obecnej sytuacji pozostało jej tylko teatralne przewrócenie oczami. Zeskoczyła lekko z ostatnich skałek i ostrożnie postawiła malucha na ziemi.
- Zobacz, kochanie, to jest sawanna. No idź, pozwiedzaj ją trochę - powiedziała ciepło i popchnęła lekko malucha na zachętę.
Roho zachwiał się niebezpiecznie - natychmiast wyciągnęły się trzy pary łap, by, w razie potrzeby, podtrzymać go - ale po chwili odzyskał równowagę, śmiesznie rozstawiając tłuste łapki. Szeroko otwartymi ze zdziwienia zielonymi oczami lustrował otoczenie wokół siebie. Dotąd ograniczała go jaskinia, teraz przestrzeń wydawała się nieskończona. Zewsząd otaczały go nowe zapachy i jaskrawe barwy. Trawa łaskotała go w łapki, a słońce przyjemnie grzało w kark.
Bracia i matka obserwowali go uważnie - co zrobi?
- Może to jeszcze za wcześnie, co, chłopcy? - Uri zerknłła z troską na malucha. - Jest jeszcze taki malutki...
Roho nie podzielał jednak jej pesymizmu, nawet wręcz przeciwnie. Uniósł jak najwyżej krótki ogon, wytrzeszczył oczy, chcąc nasycić się nowymi widokami i, chybocąc się na boki jak najprawdziwsza kaczka, podreptał w dal na szeroko rozstawionych łapkach.
- Dzielny dzieciak - mruknął Kubwa.
- Widać, że nasz brat. - Poparł go Chaka.
Obaj poszli nieśpiesznie za małym, Uri została nieco z tyłu. Chciała nasycić oczy tym widokiem, dwie ciemnokremowe sylwetki, pomiędzy nimi mniejsza, beżowa. Jej ukochani synowie, naprawdę mogła być z nich dumna. I była, oczywiście. Ale był też strach; straszny, duszący.
Jeden z nich umrze. Kubwa lub Chaka.
Te słowa psuły jej radość i spędzały sen z powiek już od kilku tygodni. Każde spojrzenie na któregoś z bliźniaków powodowało zimny dreszcz pełznący wzdłuż kręgosłupa. W głowie miała tylko dwa pytania "który?" i "dlaczego?". Obserwowała obydwu uważnie, bardziej jak sędzia śledczy niż matka. Jej uwadze nie uchodził żadem ruch, gest czy słowo.  Wiedziała o wszystkim.
Mimo to nie była ani o krok bliżej przełamania klątwy niż w dniu, gdy się o niej dowiedziała. Bliźniacy zachowywali się zwyczajnie, oczywiście jak na żywiołowe lwiątka w ich wieku. Bawili się, walczyli na niby, dokuczali Mirembe i przezywali Dhambiego "niańką" Yangu, choć oni zachowywali się zupełnie tak samo w stosunku do Roho. Wszystko to robili wspólnie i najzupełniej zgodnie, nie zdradzając najmniejszej ochoty do jakiejkolwiek kłótni.
Więc jak, do zebry jasnej...?!
- Maamoo. - Chaka musiał szturchnąć delikatnie Uri aż trzy razy, by ta zwróciła na niego nieprzytomny wzrok. - Czy Roho może pić z kałuży? No wiesz, z takiej bardzo błotnistej, z jakimiś małymi żyjątkami w pakiecie. Dość obrzyliwej, znaczy się. - Uzupełnił, gdyby sam opis nie wystarczył.
Uri stwierdziła, że nie, woda z takimi uzupełnieniami nie jest zbyt wskazana i, powoli wracając do rzeczywistości, poszła uświadomić to Roho.
Roho, dość niechętnie, ale w końcu poszukał sobie czegoś bardziej interesującego. Nie było to trudne, bo ciekawiło go wszystko, nawet zwalony pień jakiegoś drzewa stawał się idealną kryjówką przed starszymi braćmi.
- O nie - jęknął Kubwa po jakimś czasie.
- Niech się mały pobawi, zanim będzie tak duży i poważny jak my. - Chaka po raz setny udał, zaskoczenie, gdy Roho wypełzł zza pnia.
- Nie to "nie", to "nie". - Uświadomił mu Kubwa, patrząc z nieszczęśliwą miną na zbliżającego się do nich Jasiriego.
- Co to za ponure miny, chłopcy? Nie cieszycie się z widoku ojca swego? - surowo spytał król, ale natychmiast uśmiechnął się, potarmosił po łebkach synów i polizał Uri po policzku.
- Masz chwilkę przerwy w pomaganiu całemu światu? - spytała królowa. - Pospaceruj z nami, Roho na pewno się ucieszy, to jego pierwsze wyjście.
Jasiri zrobił skruszoną minę.
- Bardzo bym chciał, ale nie mogę. Zaplanowałem na dzisiaj lekcję Kubwy.
- Wiedziałem! - Starszy z bliźniaków teatralnie osunął się na ziemię, udając, że mdleje, ale natychmiast zerwał się na równe łapy. - Mamusiu, sama mówiłaś, że to pierwszy spacer Roho, czy mogę nie iść na tę lekcję? Proszę!
Uri pokręciła tylko z uśmiechem głową. Po pewnym czasie takie błagalne spojrzenia nie robiły już na niej wrażenia. Sama również nie lubiła niegdyś nudnych pogadanek ojca, ale z czasem przekonała się, że były jednak one potrzebne. Teoria pozwalała przygotować się na praktykę, często nieprzewidywalną, ale tym nie straszono lwiątek. Dowiedzą się w swoim czasie.
Kubwa powlókł się więc za ojcem, rzucając braciom zazdrosne spojrzenia. Uri odprowadzała ich wzrokiem, aż całkiem zniknęli jej z oczu.
- To co, chłopcy? - zwróciła się do pozostałej dwójki. - Macie ochotę na jakąś małą zebrę?
Chaka pokiwał z entuzjazmem głową, Roho zadowolił się konsumpcją trawy.
***
Kubwa szedł obok Jasiriego, co kilka chwil wydając z siebie znudzone westchnienia. Wiedział, że zachowuje się dziecinnie - a przecież nie był już dzieckiem - ale nic nie mógł poradzić na to, że lekcje ojca go nudziły. Wolałby teraz spędzać czas z braćmi, a nie słuchać kolejnego, dłużącego się w nieskończoność monologu. Bardzo chciał zostać w przyszłości dobrym królem, ale czy pomogą mu w tym przemowy o Kręgu Życia? Raczej wątpił.
- Gdzie idziemy tym razem? - spytał niechętnie lewek po dłuższej chwili milczenia.
- Zobaczysz, już prawie jesteśmy na miejscu. Jeszcze tylko chwilka.
"Chwilka" okazała się o wiele dłuższa, niż przypuszczał Kubwa. Lewek zerkał co kilka minut niecierpliwie na ojca, ale ten pogrążony był we własnych myślach, nie miał ochoty na towarzyskie pogawędki. Milczał, co zdarzało mu się dość rzadko w obecności synów.
W końcu jednak Jasiri zatrzymał go gestem łapy.
- Co widzisz przed sobą? - spytał.
Kubwa popatrzył na ogromną rozpadlinę tuż przed sobą, głęboką i cichą. Brązowa wyrwa w zielonym krajobrazie sprawiała wrażenie, jakby żerował tu jakiś wyjątkowo wielki, głodny drapieżnik. 
- To wąwóz - odpowiedział Kubwa, starając przypomnieć sobie bardziej szczegółowe informacje. - Wielki Wąwóz, największy na Lwiej Ziemi i ponoć na świecie.
- Tak. A czy wiesz, co tu się kiedyś wydarzyło?
Lewek pokiwał łebkiem. Oczywiście, że wiedział. Każdy członek rodziny królewskiej słuchał tej historii tak wiele razy, że znał ją już niemal na pamięć.
- Skaza, wcześniej znany jako Taka, bardzo pragnął władzy - wyrecytował. - Według tradycji królem został jednak jego starszy brat Mufasa. Skaza tak bardzo go nienawidził i zazdrościł mu, że uknuł z hienami i swoją partnerką Zirą plan. Zwabił syna Mufasy, Simbę, do tego wąwozu, by ojciec go uratował. Hieny spłoszyły stado antylop, które miały stratować ich obu. Mufasa zginał, Simba został wygnany, a Skaza ogłosił się nowym królem.
- Doskonale to zapamiętałeś. - Jasiri obdarzył syna szerokim uśmiechem i klepnął go przyjaźnie po plecach. - To co, schodzimy? Właśnie tam odbędzie się twoja dzisiejsza lekcja.
Kubwa pokiwał lekko łebkiem, czując, że w gardle zbiera mu się olbrzymia gula. Poszedł przodem, ostrożnie stawiając łapy - przecież nie powie, że się boi, nie ojcu.
Schodzenie trochę im zajęło, trzeba było uważać na każdym kroku. Kamyki - małe i te trochę większe - znienacka osuwały się spod łap, z głośnym stukotem spadając w dół. W końcu byli jednak na samym dnie, widząc tylko kamienne bloki dookoła siebie i cienką wstążkę nieba nad głową.
- Trochę tu nieprzyjemnie - zauważył swobodnie Kubwa. Echo zwielokrotniło jego słowa, odbijając je od ścian.
Teoretycznie lwioziemskie lwiątka nie miały tutaj zakazu wstępu. Istniały łatwiejsze zejścia - Jasiri wybrał akurat to, by znaleźć się jak najbliżej miejsca śmierci Mufasy. Stada parzystokopytnych nieczęsto się tu zapuszczały, dawno nikt nikogo też nie zamordował.
Wymarzone miejsce dla ciekawskich maluchów.
Mimo to Wielki Wąwóz nie napawał młodych łebków dreszczykiem ekscytacji, jak robiła to Zła Ziemia czy Cmentarzysko Słoni. Niebezpieczne, ale jakie przez to ciekawe. Tymczasem tu... tu tu panowała upiorna, martwa cisza, przerywana jedynie chrzęszczącymi pod łapami okruchami skalnymi. Miało się wrażenie, że zza jakiegoś załomu wychynie nagle jakaś zjawa sprzed wielu lat.
Nie było więc zbyt przyjemnie.
- Fakt, nie jest to idealne miejsce na popołudniowe spacery. - Jasiri szedł przodem, wydawało się, że doskonale wie, dokąd. - Ale dość dobre na to, o czym chcę dzisiaj z tobą porozmawiać. Pamiętasz, jak opowiadałem tobie i Chace o Kręgu Życia?
- Jasne. Roślinożercy są potrzebni nam, bo ich jemy, a my im, bo też nas jedzą, tyle że jako trawę. Obustronna harmonia, ład i takie tam.
Usiedli pod jakimś rachitycznym, strasznie powyginanym drzewkiem na środku wąwozu. Sprawiało wrażenie, jakby ktoś na nim wisiał i przebiegł po jego pniu, i tak co najmniej kilkaset razy.
- Tak, chyba tak wam to wtedy przedstawiłem. - Jasiri podrapał się w zamyśleniu łapą po nosie, starając się jak najlepiej ubrać w słowa to, o czym myśli. - Małym lwiątkom często upraszcza się pewne kwestie, by mogły pojąc ogólny zarys.
- A... jaka jest ta dorosła, prawdziwa wersja?
- Widzisz, Kubwo... Świat nie jest taki prosty. To, że będziesz miał dobre chęci, może nie wystarczyć. Niektóre czynniki mogą nie zależeć od ciebie, ale i im musisz stawić czoło.
Lewek popatrzył z namysłem na ojca. Ta lekcja była inna od poprzednich. Nie chodziło o jakąś nudną pogadankę na nieistotny temat, tym razem Jasiri traktował go dorośle, jako równorzędnego partnera w poważnej rozmowie. Kubwa poczuł się dziwnie. Chciał, by traktowano go dorośle, ale czy naprawdę już do tej dorosłości dorósł?
- Nie rozumiem - przyznał ze skruchą.
Jasiri nie zmarszczył groźnie brwi, jak miał to czasem w zwyczaju. Przygarnał syna do siebie i przytulił go mocno.
- Nie szkodzi - powiedział tak serdecznie, że Kubwa natychmiast poczuł się  trochę pewniej. - Po to masz mnie, bym ci niektóre sprawy wyjaśniał, prawda? Mówię tutaj o twoich braciach...
- Chaka nie chce władzy, już o tym rozmawialiśmy - przerwał mu natychmiast Kubwa.
- To dobrze, ale skąd wiesz, co wydarzy się w przyszłości? Albo jaki charakter będzie miał Roho, może on będzie chciał zostać królem? A może wydarzy się coś zupełnie innego, czego nie przewidzisz?
- Więc co mam zrobić, skoro może wydarzyć się praktycznie wszystko? - Ksiąę nadal nie rozumiał, może nawet bardziej niż poprzednio.
- Bycie królem to ciągła czujność i pójście na ustępstwa, jeśli trzeba. Obiecaj mi, że, jeśli sytuacja będzie tego wymagała, poświęcisz dla spokoju Lwiej Ziemi wszystko. Wszystko, rozumiesz? Obiecaj!
Jasiri patrzył na swojego najstarszego syna i było mu go autentycznie żal. Kubwa był przecież jeszcze praktycznie lwiątkiem, grzywa dopiero powoli zaczynała pokrywać jego pierś. Czuł się podle, że składa na jego barkach taki cięzar, tym bardziej, że nie miał żadnej możliwości pomocy. Przyszłość nie zapowiadała się jednak wesoło i król miał obowiązek przygotować na nią synów najlepiej jak umiał.
- Obiecuję - Kubwa skulił się pod natarczywym spojrzeniem ojca, zdołał jednak wykrztusić tak pożądane przez niego słowo i naprawdę zamierzał wtedy tej obietnicy dotrzymać.
Ale nie dotrzymał.
***
Chaka przyglądał się z zainteresowaniem kopiącemu dziurę Roho. Za każdym razem, gdy otwór stawał się nieco większy, ziemia wsypywała się do niego z powrotem. Maluch fukał z irytacją, ale zaczynał pracę od nowa, niezmordowanie wyrzucając za siebie hałdy piachu z kamieniami i kurząc przy okazji.
- To bez sensu - uświadomił mu starszy brat. - Po co się tak męczysz?
Maluch popatrzył na niego z urazą i miauknął coś, co przy dużej sile wyobraźni można było uznać za "Bo tak!".
Chaka usiadł więc grzecznie z boku i już nie przeszkadzał. Bawił go ośli upór lewka i jego nieporadność, ale jednocześnie czuł ogromną dumę. On, Chaka, jest wspaniałym starszym bratem, który profesjonalnie zajmuje się dziećmi!
Zaraz po lekkim posiłku Uri wezwano do jakiejś ważnej sprawy. Nie aż tak ważnej, by trzeba było angażować w nią również króla, ale na tyle, że obecność królowej okazała się niezbędna. Uri planowała przerwać przedwcześnie wspólny spacer i zanieść Roho do Groty Królewskiej. Jednak gdy tylko skierowała się ku Lwiej Skale, maluch podniósł tak rozpaczliwy lament, że słyszało go chyba z pół sawanny. Roślinożercy natychmiast się oddalili, a lwice ze stada podeszły bliżej, chcąc sprawdzić kto tu obdziera ze skóry biedne lwiątko.
Królowa dała więc za wygraną i zostawiła Roho pod opieką Chaki, a sama pognała ku obowiązkom. Nie miała czasu, by przemawiać do rozsądku rozhisteryzowanemu maluchowi.
Chaka nie posiadał się z dumy - mimo że byli prawie u podnóża Lwiej Skały i dookoła kręciło się wiele lwioziemskich lwic, czuł się szczególnie wyróżniony. "Niańką" mógł być Dhambi, on był Opiekunem, koniecznie przez wielkie "o".
- A może się pościgamy, co, Roho? - Lewek za wszelką cenę próbował wymyślić jakąś kreatywną zabawę.
- Myślę, że w przyszłości wyrośnie z niego niezła koparka. - Usłyszeli nagle nad sobą bracia.
Obaj drgnęli - Roho z irytacji, bo dołek zasypał sie po raz kolejny, a Chaka ze strachu. Znał ten głos, należał do Huzuniego, którego starał się ostatnio raczej unikać.
- Eee... Cześć, Huzuni. - Starszy książę uniósł wzrok na lwa. O dziwo, ten nie wydawał się zły. A miał do tego pełne prawo, bliźniacy zrujnowali mu tak dobrze zapowiadającą się randkę...!
- Witam, książę... Kubwo? Chako?
- Jestem Chaka. - Bliźniacy nabierali czasem innych członków stada, że są tym drugim z braci, ale lewek nie chciał na nowo rozgniewać Huzuniego. Lew nie wykazał się dotąd żadnymi oznakami poczucia humoru, taki żart mógłby więc go zirytować. - Gdzie idziesz?
- Pomyślałem, że może się ze mną przejdziesz, co ty na to? Wiesz, zacieśnianie więzów z rodziną królewską... - Huzuni przywołał na wargi coś na kształt uśmiechu.
Książę uznał, że albo jest bardzo chory, albo ktoś go podmienił - prawdziwy Huzuni nie uśmiechał się nigdy,  ale oczywiście nie wygłosił tej uwagi na głos.
- Bardzo chętnie, ale nie mogę. Muszę pilnować brata. - Wymownym gestem pokazał Roho, który tymczasem zajął się włażeniem na jakiś głaz i spadaniem z niego.
- Szkoda. - Huzuni wyglądał na autentycznie rozczarowanego. - To w takim razie porozmawiajmy tutaj. Czy mogę zadać ci dość osobiste pytanie, mój książę?
- Chyba tak...?
Lew przysunął się konspiracyjnie do Chaki tak blisko, że niemal stykali się nosami. Lewek doskonale widział jego tęczówki - granatowe, z jaśniejszymi plamkami. Mimowolnie poczuł się zaintrygowany tematem rozmowy.
- Czy nie czujesz się trochę... pominięty? - zaczął lew, uważnie przyglądając się lewkowi. - W twojej sytuacji to zupełnie naturalne, nie zdziwiłbym się, gdybyś podświadomie czuł urazę do rodziny.
- Nie, a powinienem? - zdziwił się Chaka. Dotąd o niczym takim nie myślał, ale skoro starszy i mądry kolega sugeruje coś takiego, może i on powinien się zastanowić?
- No bo wiesz, twój starszy brat zostanie królem, rodzice na pewno spędzają z nim o wiele więcej czasu niż z tobą. No i ten mały Roho, taki najmłodszy, ukochany syneczek. Naprawdę nie czujesz się odrzucony?
- Nie... raczej nie. Chyba nie.
- To wspaniale! - Huzuni poklepał lewka po plecach z takim rozmachem i serdecznością, że aż pod Chaką ugięły się łapy. - Naprawdę wspaniale. A powiedz mi jeszcze... Czy twój ojciec nie jest dla ciebie aby za surowy? Czy matka ma dla ciebie wystarczająco wiele czasu? Bo ciś mi mówi, że jesteś głęboko nieszczęśliwy i moją rolą jest pomóc ci. Zaufaj mi, Chako.
-------------------------
No to tak - zawieszam bloga.
Powód jest prosty, czuję, że moje rozdziały są coraz gorsze, brak w nich naturalnego humoru (a kiedyś był?), nie umiem opisać sytuacji tak, jak widzę ją w głowie. No i kompletnie nie chce mi się pisać - ostatnio nie chce mi się absolutnie nic, ale to już inna sprawa. Całą resztę tej historii mam już dokładnie wymyśloną, ale nie widzę sensu w ciągnięciu tego na siłe, skoro blog nie sprawia mi już przyjemności. Zrobię sobie przerwę - może ochota wróci po kilku tygodniach, może nigdy. Sami wiecie, że tego się nie da przewidzieć .
I nie, nie piszę tu tego wszystkiego, by "wymusić" na Was jakichś wielostronicowych zachwytów, jak bardzo ta historia jest genialna i dlaczego. Serio. Po prostu myślę, że i autorowi (aŁtorowi?) chociaż w małym stopniu musi podobać się to, co stworzył, a skoro tak nie jest, to coś poszło chyba c nie tak...
No to... do napisania (oby)! Mam nadzieję, że, jeśli wrócę, nie strzelicie zbiorowego focha, bo Czytelnicy to jednak podstawa dla "żyjącej"(?) opowieści.

14 komentarzy:

  1. Nie! Gdzie się podział mój karabin maszynowy? Nieważne, wykorzystam czołg Landkreuzer Ratte w garażu. Czterdziestokilowy(tonowy) pocisk wystarczy? Cel-Pal!
    Serio, zawieszasz? A ja tak bardzo wciągnęłam się w twoją historię :c Jest przewspaniała! (Tak, wiem że to brzmi przesadnie, ale who cares. I'm burned by emotions right now.) Jedna z naoryginalniejszych kontynuacji o Królu Lwie, jakie widziałam. A humor? Dziewczyno, jak dla mnie jest świetny. Masz tyle wiernych czytelników i wyświetleń, ludzie uwielbiają twoje rozdziały i styl pisania, naprawdę smutno się robi słysząc, że może już nigdy więcej nie poznamy dalszych losów naszych ulubionych bohaterów. Rozwinęłaś tyle wątków i swoją opowieścią poruszyłaś w nas tak wiele emocji... Rozdział był naprawdę dobry, głęboki i ciekawy. Na pewno nie są coraz gorsze. Piszesz chyba ze 100 razy lepiej ode mnie (no dobra, to nie sztuka :D ). Wszystko sprawia wrażenie profesjonalnie dopracowanego. Przykro mi, naprawdę polubiłam tę opowieść i tego bloga. Chcę dogłębnie poznać tajemniczego Huzuniego, usłyszeć prawdy o władzy, zobaczyć śmiercionośną rozgrywkę pomiędzy Chaką i Kubwą, patrzeć na reakcję Uri, czytać o przesłodkim Roho...
    Ale jednocześnie rozumiem, że jako pisarka nie lubisz czuć się zmuszana do ciągnięcia rzeczy na siłę. To pewnie musiała być dla ciebie wyjątkowo trudna decyzja. Zrobiłaś to, co uznałaś za słuszne i my jako twoi wierni czytelnicy powinniśmy to uszanować. Ale... to zwyczajnie trudne. Bo ja jestem ciekawa Kolejnych Obrotów Kręgu Życia. I jestem pewna, że wiele innych osób też.
    Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że Twoja wena powróci ze zdwojoną siłą po niedługiej przerwie, a wtedy trzaśniesz nam takim fantastycznym rozdziałem, że góry się będą walić i doliny zapadać. I tego ci życzę z całego serca ~ EvilRay: chwilowo w brutalny sposób wykańczająca pluszaki wyimaginowanym karabinem, by zagłuszyć myśli.

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie! Tragedia, smutek i żałoba narodowa! :(
    Tak mi przykro, tak smutno że zawieszasz.
    Zawsze uważałam, że humor w Twojej historii jest genialny. Rozdziały na pewno nie są coraz gorsze. Z Twoim niesamowitym stylem pisania i bogatym słownictwem nie wydaje się to możliwe. Ale rozumiem Cię i Twoją decyzję. Sama trochę wiem jak to jest gdy starasz się za wszelką cenę, a to co piszesz i tak wydaje się beznadziejne i słabe (a ja i tak myślę, że Kolejne obroty Kręgu Życia są świetne) i mała przerwa powinna Ci dobrze zrobić (ja kiedyś tak się załamałam, że postanowiłam kompletnie rzucić pisanie. Trochę dziecinnie, ale ja szybko się załamuję i szybko reaktywuję). Mam nadzieję, że szybko wrócisz i zaskoczysz swoich czytelników czymś mega fantastycznym i cudownym.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje reakcje;
    O! Nowy rozdział! http://66.media.tumblr.com/9bc1ca548f8a2d64690edb184700f30d/tumblr_o3hb0txth41smqvdoo1_250.gif
    Zawieszasz...?
    https://66.media.tumblr.com/4f7bc5c362442e23aff43322c8ce15e0/tumblr_o67tf0hdSE1ulo5ano1_400.gif
    Szkoda, że zawieszasz, być może na zawsze, ale szanuję twój wybór, ale mimo to mam nadzieję, że jeszcze kiedyś wrócisz. Piszesz świetnie, masz cudowny styl i bogate słownictwo. Jeśli wrócisz, moja reakcja pewnie będzie wyglądać tak:
    http://images6.fanpop.com/image/photos/39700000/Judy-and-Nick-Gif-zootopia-39706288-499-211.gif

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyno, Twoje rozdziały coraz gorsze? Były, są i z pewnością będą niesamowite. Strasznie przyjemnie mi się je czyta i z ogromną niecierpliwością czekam na kolejne. Twoja historia jest oryginalna, ciekawa i przemyślana, masz piękny styl, bogate słownictwo, dużą wyobraźnię... I mówię (piszę?) to całkowicie szczerze. Z drugiej strony jednak szanuję i rozumiem Twoją decyzję, przecież nikt nie ma prawa zmusić się do kontynuowania, to tylko i wyłącznie Twój wybór, na siłę nie da się pisać, próbowałam nie raz i wiem, że lepiej odetchnąć, odciąć się od opowieści i gdy ochota, pomysły wrócą - pisać dalej.
    Rozdział wspaniały, Roho to taki malutki słodki bąbelek :D Choć lubię Huzuniego, zastanawiam się co może knuć, co w jego głowie siedzi... jaką skrywa tajemnicę.. I co dalej z braćmi, co z ''jeden z nich umrze'', co z Uri? Mam ogromną nadzieję że po pewnym czasie zdecydujesz się na powrót, mimo, że rozumiem Cię doskonale. Po prostu ja i z pewnością inni czytelnicy chcielibyśmy poznać dalsze losy bohaterów. Obyś zatem trochę odetchnęła i wróciła :D pozdrawiam
    ksiezniczkasarah.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Przykro że zawieszasz :'( Ja nie wiem co to epidemia braku weny, czy co? Szczerze? Chciała bym tak pisać jak ty. Mam nadzieję że szybko ci wróci wena, bo miesiąc bez twojego dzieła, co ja mówię tydzień jest wybrakowany.
    Pozdrawiam i życzę powrotu weny, a i więcej wiary w siebie

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam wszystkie rozdziały. Proszę nie zawieszaj bloga, bardzo ciekawi mnie dalszy ciąg tej historii. Zauważyłam, że każdy tytuł rozdziału jest w nim później użyty. Życzę natchnienia do dalszego pisania :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy dodajesz nowy rozdział to moja reakcja jest taka: omgggggggg..........
    A gdy dowiedziałam się że zawieszaż bloga to ja: nieeeeeeeeeeeeeeeeeee.............
    Ja w każdym razie rozumiem twoją decyzję. Sama teraz coś takiego przeżywam, ale powiem ci że to właśnie dzięki twojemu blogu postanowiłam założyć swój, a każda twoja
    notka coraz bardziej pobudza moją wyobraźnię dzięki czemu mam coraz więcej pomysłów na nowe rozdziały. Nie wyobrażam sobie życia bez mojej ukochanej Uchawi, która powstała dzięki tobie. Chciałam ci serdecznie podziękować wraz z resztą moich postaci za te wszystkie wspaniałe rozdziały, które napisałaś i za tego całego bloga. Mam nadzieję że wena do ciebie powróci.
    Pozdrawiam Lililionsir
    PS: Twoje rozdziały nie są coraz gorsze wręcz przeciwnie. Sama bym nigdy nie napisała tylu wspaniałych rozdziałów serio. ; )

    OdpowiedzUsuń
  8. Trudno, życzymy powrotu weny. Ale proszę, obiecaj, że jeśli będziesz chciała zostawić tego bloga to napisz ostatnie opowiadanie - zakończenie (mam nadzieję, że taki dzień szybko nie nadejdzie).

    OdpowiedzUsuń
  9. Błagam nie zawieszaj bloga jest bardzo ciekawy

    OdpowiedzUsuń
  10. Proszę nie zawieszaj bloga, życzę powrotu weny twórczej

    OdpowiedzUsuń
  11. Co do rozdziału, wyszedł wspaniale, ale nie końca orientuję się do czego zmierza Huzuni.
    Kurczę, mam nadzieję, że wena szybko Ci wróci. Ja miałam dwumiesięczną przerwę w pisaniu, potem przyszła mi ochota aby wrócić. Od września niestety rozpoczynam liceum i czas nie będzie mi pozwalał na to wszystko.
    Pozostaje mi czekać na Twój powrót... :(
    vitaniandazalee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie no! Mòj ulubiony blog...kurczę, ja... nie wiem co powiedzieć (a to mi się żadko zdarza). Twòj blog był jednym z moich ulubionych i był inspiracją do założenia własnego (mòj blog jest co prawda kiepski). Twoja historia była orginalna i wciągająca...ehh...pozostaje nadzieja że powrucisz :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Takie wiadomości zawsze mnie smucą, no nic, mówi się trudno. Mam jednak nadzieję, że wrócisz, bo stego co narazie przeczytałam wnioskuje, że jesteś naprawdę nie zła.

    OdpowiedzUsuń
  14. Cóż mogę powiedzieć... szkoda... bardzo wciągnęła mnie ta historia, kontynuacja...

    OdpowiedzUsuń