Lwia Ziemia wyglądała tak samo jak w dniu, gdy ją opuszczał wiele lat temu.
"Czuję się, jakby czas się zatrzymał, a ja nadal byłbym lwiątkiem" pomyślał zaginiony syn Simby i Nali, Kopa, rozglądając się po swojej ojczyźnie "Nie zdziwiłbym się, gdyby zaraz od strony Lwiej Skały nadbiegła w podskokach mała Kiara, tuż za nią przyszłaby uśmiechając się ciepło matka, a ojciec tylko pokręciłby głową z naganą, gdzie ja to znowu podziewałem się cały dzień".
Mimo silnego poczucia nierealności tego, co wydarzyła się po zaatakowaniu go przez Zirę, czuł w kościach, że czas nie stał w miejscu, nie tylko w jego ciele, ale i na Lwiej Ziemi.
Niezbitym na to dowodem były tłumy zwierząt idące nieśpiesznie od Lwiej Skały, wyjątkowo zgodne i pokojowo do siebie nastawione.
- Co się dzieje na Lwiej Skale? - spytał zaciekawiony Kopa mijającegego go właśnie geparda.
Ten spojrzał na niego dziwnie, zastanawiając się chyba, skąd urwał się ten dziwak.
- Dziś o wschodzie słońca odbyła się prezentacja Kubwy i Chaki - odparł niechętnie. - Gdzie ty się chowałeś, że o tym nie wiesz?
Kopa przetwarzał przez chwilę w mózgu nieznane imiona. Nic mu nie mówiły, czy to dzieci pary królewskiej? Możliwe, tylko której? Kto rządzi zamiast niego - Kiara, to chyba pewne, ale król...?
- Czyje to lwiątka? - spytał więc znów geparda.
Gepard tym razem nie zniżył się do odpowiedzi, wyminął go jak najszerszym łukiem i zniknął w tłumie innych zwierząt.
"Trudno, niedługo sam znajdę odpowiedź" wzruszył ramionami Kopa. Nie miał jednak ochoty lawirować między tyloma zwierzętami, postanowił poczekać, aż żywa rzeka przerzedzi się. Skoro czekał na powrót kilka lat, kilka godzin więcej nie zrobi różnicy.
Postanowił udać się nad wodopój, gdzie mógłby w spokoju posiedzieć i napić się po męczącej drodze. Uśmiechnął się, gdy zobaczył znajome miejsce. Ech, tyle razy tu przychodził, czy to z rodzicami, czy potem z małą Kiarą... No i z Vitani... Vitani...
Na samą myśl o lwicy robiło mu się jakoś ciepło w okolicach serca, które zaczynało szybciej bić.
"Czy ona nadal mieszka tam, na tej Złej Ziemi?" zastanowił się "I czy o mnie pamięta? Jasne, że nie, ty stary durniu, byliście wtedy lwiątkami, a że ty nie możesz nadal o niej zapomnieć, tym gorzej dla ciebie".
Gdy zaspokoił pragnienie, przyjrzał się z namysłem swojemu odbiciu w tafli wody. Tak, czas nie stanąl w miejscu, w niczym już nie przypominał tamtego psotnego lwiątka - w jego bujnej brązowej grzywie pojawiły się pierwsze nitki siwizny, podkrążone oczy wyrażały znudzenie, a usta zaciśnięte miał w wąską linię.
- Stary dziad - mruknął sam do siebie, układając się wygodnie pod jakąś skałą. - Która by cię zechciała...?
Choć mógłby przysiądz, że zamknął oczy tylko na chwilę, gdy je otworzył słońce stało już wysoko nad horyzontem, a po tłumie zwierząt nie było ani śladu. Kopa ziewnął przeciągle i był gotowy do dalszej drogi. Nie uszedł daleko, gdy hen przed sobą zobaczył dwa lwy. Byli to pierwsi przedstawiciele jego gatunku spotkani na Lwiej Ziemi, przyjrzał im się więc z zainteresowaniem i nadstawił ucha.
- Więc i ty masz syna, poszedłeś w moje ślady, Tab. - Śmiał się młody brązowy lew o niebieskich oczach.
- No nie wiem, jakoś szczególnie nie zależało mi, by był to chłopiec. Ale teraz, gdy mamy już naszego Dhambiego, nie wyobrażam sobie, by mogłoby być to inne lwiątko. - Mniejszy osobnik, o jasnej sierści, dwukolorowej grzywie i ze śmiesznymi pędzelkami na końcu uszu był wyraźnie rozemocjonowany, co jakiś czas zdarzyło mu się podskoczyć w miejscu.
- Dhambi-Bambi - mruknął ten niebieskooki i w tej właśnie chwili zobaczył Kopę. Szturchnął swojego towarzysza łapą i obaj stanęli, nieufnie wpatrując się w nieznajomego.
Nie widząc innego wyjścia - czemu miałby bać się dwóch młodych lwów niewyglądających jakoś nadzwyczaj groźnie? - Kopa podszedł do nich powoli.
- Kim jesteś i czego szukasz na Lwiej Ziemi? - spytał władczo niebieskooki lew, gdy Kopa niemal się z nim zrównał. On i osobnik nazwany Tabem nie wydawali się wrogo nastawieni, zachowywali tylko pełen rezerwy dystans.
- A kim ty jesteś? - Odbił przysłowiową piłeczkę Kopa. "Czy to może być syn Kiary? Albo ten drugi? Nie są do niej podobni, ale mogą być przecież kopią ojca" zastanowił się.
Brązowy lew wypiął dumnie pierś, przypominając w tej chwili napuszonego pawiana.
- Jestem Jasiri, przyszły król Lwiej Ziemi - oświadczył z dumą. - W czym mogę pomóc?
- Chciałbym spotkać się z Simbą i Nalą - powiedzial Kopa. - A na imię mam Kopa.
Nie wiedział, czy jego imię wywrze jakiekolwiek wrażenie - czy ktokolwiek tu jeszcze o nim pamięta? Tymczasem ten z pędzelkami, Tab, zaczął się na niego gapić, jakby ujrzał nagle gadającą antylopę.
- Ale chyba nie ten Kopa? - spytał, nie wiadomo dlaczego, szeptem. - Chyba nie ten martwy syn Simby i Nali?
- Właśnie ten. - Potwierdził swoją tożsamość Kopa. - Ale nie martwy, tylko zaginiony, który właśnie powrócił.
Teraz gapili się na niego obaj. W końcu Jasiri, jak przystało na przyszłego króla, odzyskał głos.
- Simba i Nala nie żyją, jeśli pan sobie życzy, możemy zaprowadzić go do królowej Kiary.
Coś zakłuło Kopę boleśnie w sercu. Wiedział oczywiście, że jego rodzice nie są już młodzi, ale miał nadzieję, że zdąży jeszcze z nimi porozmawiać, wyjaśnić... Powstrzymując cisnące się do oczu łzy, dał zaprowadzić się na Lwią Skałę.
Nie spotkali po drodze żadnego lwa, widocznie wszyscy cieszyli się z ciepłego dnia gdzie indziej. Dopiero u wejścia do Groty Królewskiej natknęli się na starszą parę lwów oraz dwie młodsze lwice trzymające w łapach lwiątka. Brązowy lew z blizną na oku śmiejąc się, machał niewielką gałązką przed pyszczkami dwóch lwiątek leżących u ciemnokremowej lwicy, które próbowały ją nieporadnie złapać, machając łapkami w powietrzu.
- Kiedyś będą z nich świetni łowcy, ja to czuję w moich starych kościach - zwrócił się z uśmiechem lew z blizną do miodowej lwicy.
Gdy i Kopa na nią spojrzał, wstrzymał z wrażenia oddech. Lwica nie miała już dziecięcych krągłości, futro traciło powoli dawny blask, ale z pewnością była to...
- Kiara! - Wyrwało się Kopie, zanim Jasiri i Tab zdążyli się odezwać.
Skupił tym na sobie uwagę wszystkich, nawet maleńkie lwiątka jakby zerknęły z uwagą.
Królowa zlustrowała przybysza uważnie, od ogona do głowy. Nie poznawała go.
- A kim ty jesteś? - spytała nieufnie.
"Minęło już tyle lat, a ona była wtedy taka mała" usprawiedliwił ją Kopa, jednak po raz drugi tego dnia coś scisnęło go w sercu. Może naprawdę lepiej byłoby, gdyby nie wracał.
- Jestem Kopa, syn Simby i Nali, twój brat - wyjaśnił ze ściśniętym gardłem, choć najchętniej uciekłby stamtąd jak najszybciej.
- Nonsens - stwierdziła twardo Kiara. - Mój brat od dawna nie żyje, zabiła go Zira wiele lat temu.
- Ale mówiłaś, mamo - odezwała się cicho ciemnokremowa lwica, trzymająca dwa maleńkie lwiątka. - Że ciała nigdy nie odnaleziona, stary Zazu widział z oddali to, co się działo, ale gdy przybiegli dziadek z babcią, oprócz kałuż krwi nic tam nie znaleźli, może on mówi prawdę?
"Więc to jest córka Kiary?" Kopa poczuł do niej mimowolną sympatię.
- Naprawdę nie kłamię, po co miałbym to robić?
- A dlaczego nie wróciłeś do nas przez te wszystkie lata? Wiesz, jak matka przeżywała twoją śmierć?! - Rozzłościła się miodowa lwica, w jej oczach zalśniły łzy gniewu. Ciemny lew, widocznie jej partner, przytulił ją opiekuńczo.
- Bałem się, że Zira znów mnie zaatakuje, mogłaby skrzywdzić też was. Miałem nadzieję, że jeśli pomyśli, że nie żyję, zostawi was w spokoju. Proszę, uwierz, to ja, Kopa.
Miał tym razem widocznie coś takiego w głosie, że Kiara odsunęła się od partnera i ze łzami - tym razem radości pomieszanej ze smutkiem - przytuliła się do Kopy.
- Wszyscy myśleli, że nie żyjesz, wszyscy! - chlipała niewyraźnie w futro brata, któremu również ze wzruszenia łza zakręciła się w oku.
Na przód wystąpiła ciemnokremowa lwica, oddając uprzednio obydwa lwiątka niebieskookiemu Jasiriemu. Uśmiechnęła się do Kopy przyjaźnie.
- Dzień dobry, wujku. Wiele o tobie słyszałam, nawet nie wiesz, jak wszyscy cieszymy się, że żyjesz - powiedziała. - Ja jestem Uri, córka obecnych władców, Kovu i Kiary...
- Kovu? - zdziwił się wyrwany z sielankowego nastroju Kopa i zanim zdążył pomyśleć, wypalił w stronę lwa z blizną. - Brat Vitani ze Złej Ziemi? Ale... syn Ziry królem?
Ciemnobrązowy lew nie obraził się, za to wyjaśnił uprzejmie:
- Zira nie żyje już od kilku lat, popełniła samobójstwo podczas Wielkiej Bitwy, a złoziemskie stado zostało przyjęte na Lwią Ziemię, ja, cóż, zakochałem się w Kiarze, ale to już dłuższa opowieść.
- Rozumiem - mruknął brat Kiary, zastanawiając się, czy i Vitani mieszka na Lwiej Skale. Nie śmiał o to spytać, słuchał więc pilnie, gdy Uri przedstawiała kolejne lwy.
- Ten niebieskooki to mój partner i przyszły król Jasiri, który trzyma naszych synów, Kubwę, nazwanego tak na twoją cześć, i Chakę. To mój kuzyn Tabris, jego partnerka, a zarazem siostra Jasiriego Jua i ich syn Dhambi.
Kopa próbował przez chwilę poukładać w głowie nieznane mu dotąd imiona i wzajemne koligacje, gdy uznał, że i tak wszystko mu się pomiesza, przeszedł do najważniejszego problemu.
- Gdyby nie pewna sprawa, chyba już nigdy nie wróciłbym na Lwią Ziemię - zaczął z trudem. - Ale żebyście wszystko zrozumieli, muszę opowiedzieć moją historię od dnia, gdy zaatakowała mnie Zira.
Wszyscy usadowili się wygodnie i czekali.
- Zira zadała mi wiele ciosów, od których na pewno umarłbym, gdyby nie udzielono mi na czas pomocy. Odniosłem wiele poważnych ran, byłem nieprzytomny. Na szczęście jedna z lwic ze Złej Ziemi w tajemnicy przed Zirą udzeliła mi pomocy i uciekła ze mną na grzbiecie.
- Nie wszystkie lwice całkowicie popierały Zirę. - Wciął się w historię Kovu, uprzedzając przyszłe pytania. - Tak naprawdę była za nią całkowicie tylko garstka, inne po prostu nie tolerowały Simby lub wolały żyć na własny rachunek.
- Masz rację. - Potwierdził Kopa. - Moja opiekunka opowiadała mi później, że nienawidziła mojego ojca, ponieważ uważała, że nie należała mu się władza, ale nigdy nie dałaby skrzywdzić niewinnego lwiątka, dlatego postanowiła mnie uratować. Wracając do historii, przez kilka dni błąkaliśmy się po pustyni, aż wreszcie dotarliśmy do Górskiego Stada mieszkającego u stóp Kilimandżaro. Jego przywódca, Jaanvar, przyjął nas i mogliśmy rozpocząć nowe etap. Życie tam było bardzo surowe i brutalne, moja opiekunka zginęła wkrótce w bójce z inną lwicą, ale ja nie narzekałem. Robiłem to, co do mnie należało, nikt nie znał mojej przeszłości. Zjawił się tam jednak jasny lew z blizną na oku, tak jak u Kovu...
- Alvar! - krzyknęli odkrywczo wszyscy pozostali dorośli Lwioziemcy. Co on knuje tak daleko od domu?
- Znacie go? - zdziwił się Kopa. - Więc może niepotrzebnie wam to wszystko opowiadam?
- Nie, nie - zaprzeczyła z goryczą Kiara. - Jego znamy, ale nie wiemy, co i z kim planuje.
- Alvar to mój dawny przyjaciel ze Złej Ziemi. Jest wielkim fanem Skazy, tę bliznę sam sobie zrobił na jego cześć. Próbował kilka razy zabić Uri i Tabrisa, potem zniknął, przez chwilę myśleliśmy, że gdzieś zdechł - streścił całą historię pokrótce Kovu. - Mów dalej, Kopo.
- No więc ten... Alvar, najwidoczniej stary kumpel Jaanvara, przyszedł do nas z planem. Chciał podbić Lwią Ziemię, rozumiecie teraz, dlaczego chciałem was ostrzec? Wymyślił sobie, że potrzebuje ogromnej armii, obaj postanowili, że będą porywać lwiątka z innych stad i szkolić je, by zmienić w maszyny do zabijania.
- To okropne - wyszeptała Jua, przyciskając jeszcze mocniej do siebie Dhambiego.
- Ale zgadzałoby się z tym, co już wiemy - rzekł Jasiri, zwracając się do Kopy. - Sam pochodzę z jednego z zaatakowanych stad, spotkałem też kilka innych, gdzie porywano lwiątka, a starszych zabijano.
- Ja również kilka takich resztek dawniej wielkich stad napotkałem, wędrując tutaj. - Kopa zadrżał, wspominając nieszczęsne niedobitki. - Każde z nich zaoferowało pomoc, gdyby kiedyś doszło do walki z Alvarem i Jaanvarem.
- To raczej kwestia czasu - zawyrokował posępnie Tabris.
- Hej, my tu gadu gadu, a może jesteś głodny, wujku? Zmęczony? Spragniony? - W Uri wstąpił duch przykładnej pani domu. - Alvar i reszta zgrai nigdzie nam nie ucieknie, a chyba nie chcemy, by nasz do wczoraj martwy wujek znów, tym razem już nie teoretycznie, wąchał kwiatki od spodu?
- Uri! - upomniała Kiara córkę, ale z tak szerokim uśmiechem, że nikt nie brał jej oburzenia na poważnie.
- Nie, dziękuje, chciałbym tylko wiedzieć, czy i Vitani mieszka gdzieś w pobliżu. Muszę z nią porozmawiać.
- Tak, u podnóża Lwiej Skały, tam, gdzie kiedyś Skaza, wiesz gdzie, prawda?
- Oczywiście. - Kopa otarł się o siostrę i spojrzał jej głęboko w ocy. To spojrzenie wyrażało całą miłość, szczęście, tęsknotę i inne nienazwane uczucia, jakie żywili do siebie przez te wszystkie lata. - Kocham cię, siostrzyczko i cieszę się, że masz taką wspaniałą rodzinę. Teraz ja muszę zawalczyć o swoją.
Zszedł z Lwiej Skały i stanął u wejścia do groty Vitani.
------------
No i jest rozdział 32 :). Pisało mi się go jakoś ciężko, może dlatego, że nie jestem wielką fanką Kopy. Ale był mi potrzebny, by przedstawić Lwioziemcom Zły i Nikczemny plan Jaanvara i Alvara (Czemu ja nadałam im tak podobne imiona?), no więc jest i raczej długo się go z bloga nie pozbędę.
Jest też inny nagłówek, skutek dwudniowego dłubania w Gimpie. Dalej nie jestem z niego zadowolona, większość z Was ma na swoich blogach coś o wiele ładniejszego, ale jakby człowiek cały czas porównywał się do lepszych od siebie, to by (jeszcze głębszej) depresji dostał, no.
- Więc i ty masz syna, poszedłeś w moje ślady, Tab. - Śmiał się młody brązowy lew o niebieskich oczach.
- No nie wiem, jakoś szczególnie nie zależało mi, by był to chłopiec. Ale teraz, gdy mamy już naszego Dhambiego, nie wyobrażam sobie, by mogłoby być to inne lwiątko. - Mniejszy osobnik, o jasnej sierści, dwukolorowej grzywie i ze śmiesznymi pędzelkami na końcu uszu był wyraźnie rozemocjonowany, co jakiś czas zdarzyło mu się podskoczyć w miejscu.
- Dhambi-Bambi - mruknął ten niebieskooki i w tej właśnie chwili zobaczył Kopę. Szturchnął swojego towarzysza łapą i obaj stanęli, nieufnie wpatrując się w nieznajomego.
Nie widząc innego wyjścia - czemu miałby bać się dwóch młodych lwów niewyglądających jakoś nadzwyczaj groźnie? - Kopa podszedł do nich powoli.
- Kim jesteś i czego szukasz na Lwiej Ziemi? - spytał władczo niebieskooki lew, gdy Kopa niemal się z nim zrównał. On i osobnik nazwany Tabem nie wydawali się wrogo nastawieni, zachowywali tylko pełen rezerwy dystans.
- A kim ty jesteś? - Odbił przysłowiową piłeczkę Kopa. "Czy to może być syn Kiary? Albo ten drugi? Nie są do niej podobni, ale mogą być przecież kopią ojca" zastanowił się.
Brązowy lew wypiął dumnie pierś, przypominając w tej chwili napuszonego pawiana.
- Jestem Jasiri, przyszły król Lwiej Ziemi - oświadczył z dumą. - W czym mogę pomóc?
- Chciałbym spotkać się z Simbą i Nalą - powiedzial Kopa. - A na imię mam Kopa.
Nie wiedział, czy jego imię wywrze jakiekolwiek wrażenie - czy ktokolwiek tu jeszcze o nim pamięta? Tymczasem ten z pędzelkami, Tab, zaczął się na niego gapić, jakby ujrzał nagle gadającą antylopę.
- Ale chyba nie ten Kopa? - spytał, nie wiadomo dlaczego, szeptem. - Chyba nie ten martwy syn Simby i Nali?
- Właśnie ten. - Potwierdził swoją tożsamość Kopa. - Ale nie martwy, tylko zaginiony, który właśnie powrócił.
Teraz gapili się na niego obaj. W końcu Jasiri, jak przystało na przyszłego króla, odzyskał głos.
- Simba i Nala nie żyją, jeśli pan sobie życzy, możemy zaprowadzić go do królowej Kiary.
Coś zakłuło Kopę boleśnie w sercu. Wiedział oczywiście, że jego rodzice nie są już młodzi, ale miał nadzieję, że zdąży jeszcze z nimi porozmawiać, wyjaśnić... Powstrzymując cisnące się do oczu łzy, dał zaprowadzić się na Lwią Skałę.
Nie spotkali po drodze żadnego lwa, widocznie wszyscy cieszyli się z ciepłego dnia gdzie indziej. Dopiero u wejścia do Groty Królewskiej natknęli się na starszą parę lwów oraz dwie młodsze lwice trzymające w łapach lwiątka. Brązowy lew z blizną na oku śmiejąc się, machał niewielką gałązką przed pyszczkami dwóch lwiątek leżących u ciemnokremowej lwicy, które próbowały ją nieporadnie złapać, machając łapkami w powietrzu.
- Kiedyś będą z nich świetni łowcy, ja to czuję w moich starych kościach - zwrócił się z uśmiechem lew z blizną do miodowej lwicy.
Gdy i Kopa na nią spojrzał, wstrzymał z wrażenia oddech. Lwica nie miała już dziecięcych krągłości, futro traciło powoli dawny blask, ale z pewnością była to...
- Kiara! - Wyrwało się Kopie, zanim Jasiri i Tab zdążyli się odezwać.
Skupił tym na sobie uwagę wszystkich, nawet maleńkie lwiątka jakby zerknęły z uwagą.
Królowa zlustrowała przybysza uważnie, od ogona do głowy. Nie poznawała go.
- A kim ty jesteś? - spytała nieufnie.
"Minęło już tyle lat, a ona była wtedy taka mała" usprawiedliwił ją Kopa, jednak po raz drugi tego dnia coś scisnęło go w sercu. Może naprawdę lepiej byłoby, gdyby nie wracał.
- Jestem Kopa, syn Simby i Nali, twój brat - wyjaśnił ze ściśniętym gardłem, choć najchętniej uciekłby stamtąd jak najszybciej.
- Nonsens - stwierdziła twardo Kiara. - Mój brat od dawna nie żyje, zabiła go Zira wiele lat temu.
- Ale mówiłaś, mamo - odezwała się cicho ciemnokremowa lwica, trzymająca dwa maleńkie lwiątka. - Że ciała nigdy nie odnaleziona, stary Zazu widział z oddali to, co się działo, ale gdy przybiegli dziadek z babcią, oprócz kałuż krwi nic tam nie znaleźli, może on mówi prawdę?
"Więc to jest córka Kiary?" Kopa poczuł do niej mimowolną sympatię.
- Naprawdę nie kłamię, po co miałbym to robić?
- A dlaczego nie wróciłeś do nas przez te wszystkie lata? Wiesz, jak matka przeżywała twoją śmierć?! - Rozzłościła się miodowa lwica, w jej oczach zalśniły łzy gniewu. Ciemny lew, widocznie jej partner, przytulił ją opiekuńczo.
- Bałem się, że Zira znów mnie zaatakuje, mogłaby skrzywdzić też was. Miałem nadzieję, że jeśli pomyśli, że nie żyję, zostawi was w spokoju. Proszę, uwierz, to ja, Kopa.
Miał tym razem widocznie coś takiego w głosie, że Kiara odsunęła się od partnera i ze łzami - tym razem radości pomieszanej ze smutkiem - przytuliła się do Kopy.
- Wszyscy myśleli, że nie żyjesz, wszyscy! - chlipała niewyraźnie w futro brata, któremu również ze wzruszenia łza zakręciła się w oku.
Na przód wystąpiła ciemnokremowa lwica, oddając uprzednio obydwa lwiątka niebieskookiemu Jasiriemu. Uśmiechnęła się do Kopy przyjaźnie.
- Dzień dobry, wujku. Wiele o tobie słyszałam, nawet nie wiesz, jak wszyscy cieszymy się, że żyjesz - powiedziała. - Ja jestem Uri, córka obecnych władców, Kovu i Kiary...
- Kovu? - zdziwił się wyrwany z sielankowego nastroju Kopa i zanim zdążył pomyśleć, wypalił w stronę lwa z blizną. - Brat Vitani ze Złej Ziemi? Ale... syn Ziry królem?
Ciemnobrązowy lew nie obraził się, za to wyjaśnił uprzejmie:
- Zira nie żyje już od kilku lat, popełniła samobójstwo podczas Wielkiej Bitwy, a złoziemskie stado zostało przyjęte na Lwią Ziemię, ja, cóż, zakochałem się w Kiarze, ale to już dłuższa opowieść.
- Rozumiem - mruknął brat Kiary, zastanawiając się, czy i Vitani mieszka na Lwiej Skale. Nie śmiał o to spytać, słuchał więc pilnie, gdy Uri przedstawiała kolejne lwy.
- Ten niebieskooki to mój partner i przyszły król Jasiri, który trzyma naszych synów, Kubwę, nazwanego tak na twoją cześć, i Chakę. To mój kuzyn Tabris, jego partnerka, a zarazem siostra Jasiriego Jua i ich syn Dhambi.
Kopa próbował przez chwilę poukładać w głowie nieznane mu dotąd imiona i wzajemne koligacje, gdy uznał, że i tak wszystko mu się pomiesza, przeszedł do najważniejszego problemu.
- Gdyby nie pewna sprawa, chyba już nigdy nie wróciłbym na Lwią Ziemię - zaczął z trudem. - Ale żebyście wszystko zrozumieli, muszę opowiedzieć moją historię od dnia, gdy zaatakowała mnie Zira.
Wszyscy usadowili się wygodnie i czekali.
- Zira zadała mi wiele ciosów, od których na pewno umarłbym, gdyby nie udzielono mi na czas pomocy. Odniosłem wiele poważnych ran, byłem nieprzytomny. Na szczęście jedna z lwic ze Złej Ziemi w tajemnicy przed Zirą udzeliła mi pomocy i uciekła ze mną na grzbiecie.
- Nie wszystkie lwice całkowicie popierały Zirę. - Wciął się w historię Kovu, uprzedzając przyszłe pytania. - Tak naprawdę była za nią całkowicie tylko garstka, inne po prostu nie tolerowały Simby lub wolały żyć na własny rachunek.
- Masz rację. - Potwierdził Kopa. - Moja opiekunka opowiadała mi później, że nienawidziła mojego ojca, ponieważ uważała, że nie należała mu się władza, ale nigdy nie dałaby skrzywdzić niewinnego lwiątka, dlatego postanowiła mnie uratować. Wracając do historii, przez kilka dni błąkaliśmy się po pustyni, aż wreszcie dotarliśmy do Górskiego Stada mieszkającego u stóp Kilimandżaro. Jego przywódca, Jaanvar, przyjął nas i mogliśmy rozpocząć nowe etap. Życie tam było bardzo surowe i brutalne, moja opiekunka zginęła wkrótce w bójce z inną lwicą, ale ja nie narzekałem. Robiłem to, co do mnie należało, nikt nie znał mojej przeszłości. Zjawił się tam jednak jasny lew z blizną na oku, tak jak u Kovu...
- Alvar! - krzyknęli odkrywczo wszyscy pozostali dorośli Lwioziemcy. Co on knuje tak daleko od domu?
- Znacie go? - zdziwił się Kopa. - Więc może niepotrzebnie wam to wszystko opowiadam?
- Nie, nie - zaprzeczyła z goryczą Kiara. - Jego znamy, ale nie wiemy, co i z kim planuje.
- Alvar to mój dawny przyjaciel ze Złej Ziemi. Jest wielkim fanem Skazy, tę bliznę sam sobie zrobił na jego cześć. Próbował kilka razy zabić Uri i Tabrisa, potem zniknął, przez chwilę myśleliśmy, że gdzieś zdechł - streścił całą historię pokrótce Kovu. - Mów dalej, Kopo.
- No więc ten... Alvar, najwidoczniej stary kumpel Jaanvara, przyszedł do nas z planem. Chciał podbić Lwią Ziemię, rozumiecie teraz, dlaczego chciałem was ostrzec? Wymyślił sobie, że potrzebuje ogromnej armii, obaj postanowili, że będą porywać lwiątka z innych stad i szkolić je, by zmienić w maszyny do zabijania.
- To okropne - wyszeptała Jua, przyciskając jeszcze mocniej do siebie Dhambiego.
- Ale zgadzałoby się z tym, co już wiemy - rzekł Jasiri, zwracając się do Kopy. - Sam pochodzę z jednego z zaatakowanych stad, spotkałem też kilka innych, gdzie porywano lwiątka, a starszych zabijano.
- Ja również kilka takich resztek dawniej wielkich stad napotkałem, wędrując tutaj. - Kopa zadrżał, wspominając nieszczęsne niedobitki. - Każde z nich zaoferowało pomoc, gdyby kiedyś doszło do walki z Alvarem i Jaanvarem.
- To raczej kwestia czasu - zawyrokował posępnie Tabris.
- Hej, my tu gadu gadu, a może jesteś głodny, wujku? Zmęczony? Spragniony? - W Uri wstąpił duch przykładnej pani domu. - Alvar i reszta zgrai nigdzie nam nie ucieknie, a chyba nie chcemy, by nasz do wczoraj martwy wujek znów, tym razem już nie teoretycznie, wąchał kwiatki od spodu?
- Uri! - upomniała Kiara córkę, ale z tak szerokim uśmiechem, że nikt nie brał jej oburzenia na poważnie.
- Nie, dziękuje, chciałbym tylko wiedzieć, czy i Vitani mieszka gdzieś w pobliżu. Muszę z nią porozmawiać.
- Tak, u podnóża Lwiej Skały, tam, gdzie kiedyś Skaza, wiesz gdzie, prawda?
- Oczywiście. - Kopa otarł się o siostrę i spojrzał jej głęboko w ocy. To spojrzenie wyrażało całą miłość, szczęście, tęsknotę i inne nienazwane uczucia, jakie żywili do siebie przez te wszystkie lata. - Kocham cię, siostrzyczko i cieszę się, że masz taką wspaniałą rodzinę. Teraz ja muszę zawalczyć o swoją.
Zszedł z Lwiej Skały i stanął u wejścia do groty Vitani.
------------
No i jest rozdział 32 :). Pisało mi się go jakoś ciężko, może dlatego, że nie jestem wielką fanką Kopy. Ale był mi potrzebny, by przedstawić Lwioziemcom Zły i Nikczemny plan Jaanvara i Alvara (Czemu ja nadałam im tak podobne imiona?), no więc jest i raczej długo się go z bloga nie pozbędę.
Jest też inny nagłówek, skutek dwudniowego dłubania w Gimpie. Dalej nie jestem z niego zadowolona, większość z Was ma na swoich blogach coś o wiele ładniejszego, ale jakby człowiek cały czas porównywał się do lepszych od siebie, to by (jeszcze głębszej) depresji dostał, no.
Kopa! Czekałem na ten rozdział z niecierpliwością. Tak się cieszę, ze wrócił i ciepło go przyjęto. Uri chyba bardzo polubiła nowego wujka. Fajnie by było gdyby Kopa związał się z Vitani i razem wychowywali przybraną córkę lwicy :)
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział choć nienawidzę Kopy to tego polubiłam.A jeśli chodzi o nagłówek to w tym napisie Uri's time to zamiast time powinno być pride.
OdpowiedzUsuńTylko taka mała uwaga.
Dziękuję za uwagę, ale ja właśnie chciałam, by napis nie był identyczny z tym z KL2, to "time" jest jak najbardziej specjalnie :).
UsuńOkej,nie wiedziałam że to specjalnie.
UsuńI zapomniałam się podpisać Mambo swali 1217
O Kopa wrócił jak dobrze. Jestem ciekawa czy Vitani czuje do niego to samo co za lwiątka. A nagłówek jest piękny :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak Vitani zareaguje na Kopę... I bardzo mnie zaciekawiła historia Kopa. Chętnie poznam to stado z dalekich stron, gdzie lwiątka są ponoć porywane i szkolone. :) Bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńps. ładny nagłowek. Ja dopiero zaczynam zabawę w gimpie. :)
pozdrawiam
tu Fermatka Sz z bloga http://vitaniandazalee.blogspot.com
Nie jestem fanką Kopy, ale fajnie że wrucił. Nicią extra jak zwykle
OdpowiedzUsuńCzekam i czekam na nowy rozdział i nie ukrywam zniecierpliwienia. Mam nadzieje że Kopa i Vit ♡♡♡♡ love story.
OdpowiedzUsuńDobra, zakupy zrobione, śniadanie zjedzone, dostęp do kompa jest.
OdpowiedzUsuńWłaśnie zamierzam pobić rekord najdłuższego komentarza na tym blogu. Ekhem, nie wiem czy mi się uda, ale nareszcie znalazłam czas na skomentowanie. Oczywiście mogłam już zostawić coś po sobie wcześniej, ale nie znoszę komentarzy typu: ,,Wspaniały rozdział, zapraszam do siebie!". A muszę powiedzieć, że akurat tym razem mam całkiem dużo do powiedzenia.
Szczerze powiedziawszy na Twojego bloga trafiłam już jakiś czas temu. To mógł być 2013 lub 2014... nie jestem do końca pewna, ale coś około tego. Pierwsze co się rzuciło w oczy to naprawdę piękny rozdział i do dziś pamiętam tytuł: "To koniec". Jako, że blog wydawał mi się porzucony myślałam, że to prawdziwy koniec i jakoś tak od razu zerknęłam co tam w tym poście jest napisane. I oczywiście oniemiałam. Pozwolę sobie teraz zacytować: "Olbrzymia kula jaskrawozłotego słońca była bezlitosna. Niszczyła wszystko, co napotkała na swej drodze, niezależnie, czy był to nędzny kaktus, czy zwierzęcy organizm. Jej upalne promienie potrafiły wydrzeć z każdego wszelkie siły wraz z ostatnią kroplą wody, pozostawiając jedynie pustą skorupę." - jak mi się to okropnie podobało! Ogólnie czytając poprzednie rozdziały zauważyłam jak świetnie to wszystko opisujesz. No i jeszcze tamta końcówka: "Nie oglądając się za siebie pobiegł w stronę Lwiej Ziemi. W sercu, po wielu miesiącach wątpliwości i rozterek, czuł błogosławioną lekkość. Definitywnie zakończył wreszcie rozdział opatrzony karteczką "Zła Ziemia". Ostatnia nić wiążąca go z tym miejscem pękła. Był wolny." - ach, jakież to było piękne! Muszę przyznać, że przez kolejne lata zdarzało mi się wracać myślami do tych cytatów. Jakoś dziwnie zaryły mi się w pamięci i dlatego, kiedy zobaczyłam Twój komentarz na swoim blogu i weszłam w podany link, prawie spadłam z krzesła. "O Boże, to ona..." Tak więc zaraz wzięłam się za czytanie. Przepraszam też za komentarz z tak dużym opóźnieniem, ale czasu coraz mniej i tak znalezienie odrobiny wolnej chwili graniczy chyba z cudem.
Co do tego rozdziału - naprawdę cudowny. Uwielbiam Kopę, ta postać ma coś w sobie. Cieszę się, że powrócił na Lwią Ziemię i mamy teraz szczęśliwą rodzinkę. Takie urocze^^ Nie mogę się też doczekać jego spotkania z Vit. Będzie tyle emocji (wspominałam już, że lubię takie emocjonalne czytadła?)! Pozostało mi już tylko cierpliwie czekać na ciąg dalszy.
A tak z innej beczki - wrzuciłam na bloga próbnego te kody i u mnie wszystkie działają bez zarzutu. Nie jestem do końca pewna, co mogło pójść nie tak. Czasami nawala kolejność wpisywania kodu, ale bez względu co robię, to i tak wszystko jest ok. Hm... Spróbuję jeszcze nad tym pomyśleć. Gdyby nic się nie dało może wysłałabyś mi szablon bloga na pocztę (colinka2009@gmail.com) to spróbowałabym w nim poszperać.
To właściwie taki słodko-gorzki rozdział. Jest wesoło, bo Kopa wreszcie znalazł się w domu i po latach mógł powrócić do rodziny, ale szkoda, że nie zdążył spotkać się z rodzicami. Ja też nie jestem fanką Kopy, ale w Twoim opowiadaniu jest o wiele sympatyczniejszy niż zwykle. Czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńKopa zawsze był jednym z moich ulubionych bohaterów w Królu Lwie i strasznie go lubiłam, dlatego ciszę się, że powrócił. :D Nie mogę się doczekać jego spotkania z Vitani, osobiście to zawsze robiłam z nich parę, no ale ty zrobisz jak zechcesz. :D
OdpowiedzUsuńCzekam baaaaaardzo niecierpliwie na następny rozdział i mam nadzieję, że ukaże się już wkrótce. Pozdrawiam! :)
Super rozdział!
OdpowiedzUsuńSuper notka
OdpowiedzUsuń53 year-old Sales Associate Cale Prawle, hailing from Gimli enjoys watching movies like Colossal Youth (Juventude Em Marcha) and Digital arts. Took a trip to Garden Kingdom of Dessau-Wörlitz and drives a Ferrari 275 GTB Long ose Alloy. tutaj
OdpowiedzUsuń