wtorek, 23 lutego 2016

31.Świat jest wspaniały

Uri szła żwawo przez sawannę. Ten dzień był dobry, a nawet bardzo dobry - trawa wydawała się zieleńsza, wiatr chłodniejszy i nawet mijane stada roślinożerców jakby liczniejsze.
"Świat jest wspaniały" uśmiechnęła się księżniczka, mijając młodą antylopę, która w popłochu oddalała się od lwicy. Gdyby wszystko było tak jak zwykle, Uri na pewno pobiegłaby za nią, ot tak, by rozprostować kości. Ale tego dnia nic nie było tak jak zwykle.
Gdyby ktoś widział w tej chwili młodą lwicę, z pewnością porównałby ją do wschodzącego słoneczka, pełnego entuzjazmu i radości z życia lub czegoś w tym stylu. Nikogo, oprócz rytmicznie poruszających szczękami parzystokopytnych, tam jednak nie było, żadne porównanie, mniej lub bardziej absurdalne, nie padło. Była tylko Uri, z radosnym uśmiechem na ustach i pilną wiadomością dla Jasiriego.
"Gdzie on może być?" zastanowiła się przelotnie "Zawsze, gdy go potrzebuję, gdzieś znika, mam wrażenie, że więcej czasu spędza z moim ojcem niż ze mną. Taka rola żony przyszłego króla - samotna, niedoceniona..." rozczuliła się sama nad sobą, lecz wrodzone poczucie przyzwoitości kazało jej wziąć się w garść. Wiedziała, że Jasiri ją kocha, ale Lwia Ziemia również musi być ważna, to normalne.
Fakt faktem jednak, że lwa gdzieś wcięło. Kovu już dawno wrócił z codziennego patrolu, lwice z polowania, a Jasiriego jak nie było tak nie było.
"Musiał ginąć akurat dzisiaj?" westchnęła w myślach księżniczka i skierowała się na skałki nieopodal wodopoju, gdzie lwy lubiły czasem poleniuchować, gdy znudził im się grunt za Lwią Skałą. Jednak i tam nie było Jasiriego. Była za to jego siostra Jua.
Gdy tylko brązowa lwica dostrzegła księżniczkę, uśmiechnęła się przyjaźnie i pomachała do niej łapą w zachęcającym geście. Uri, nie chcąc być niemiła, podeszła do niej.
- Cześć, Juo. - Przywitała się z niebieskooką i usiadła obok niej. Mimo że bardzo różniły się charakterami, istniała między nimi nić porozumienia, nie wchodziły sobie w drogę i rozmawiały przyjaźnie, ale dość oficjalnie.
- Witaj - odpowiedziała Jua i zamilkła na dobre. Odzywała się rzadko, a jeśli miała coś do powiedzenia, robiła to cicho i nieśmiało, jakby ktoś mógł na nią zaraz nawrzeszczeć. Dla Uri, niepoprawnej gaduły, była to coś zgoła nie do pomyślenia.
Teraz jednak siostra Jasiriego zdawała się promieniować jakimś wewnętrznym blaskiem, czyniąc ją spokojną i szczęśliwą. Choć nie odzywała się, po jej ustach błąkał się tajemniczy uśmieszek, jakby skrywała jakąś cenną tajemnicę.
"Zupełnie tak jak ja" pomyślała nagle Uri i tknięta jakimś dziwnym przeczuciem spytała:
- Juo, czy ty...? No wiesz, co mam na myśli, prawda?
- Tak - odpowiedziała po prostu lwica. - Tak jak ty.
Uri rzuciła się z piskiem na koleżankę. Po obustronnych gratulacjach i zapewnieniach o ogromnej radości euforia nieco, ale tylko nieco, opadła.
- Czy Tabris już wie? - spytała Uri, skacząc w miejscu jak małe lwiątko. - Jestem pewna, że byłby szczęśliwy.
Jua pokręciła głową.
- Nie, jeszce nie. Jakoś nie mogłam znaleźć odpowiedniego momentu na taką informację, a Jasiri?
- Też jeszcze nie, ale zaraz to zmienimy.
- "My?". - Zdziwiła się brązowa lwica, cofając się asekuracyjnie o kilka kroków. - No nie wiem, to chyba wasza prywatna sprawa...
- Przecież to nie żadna śmiertelna zaraza, a poza tym Tab też powinien wiedzieć, chodź! - Nie zwracając uwagi na niemrawe protesty, Uri pociągnęła za sobą Juę.
Tym razem los był łaskawszy, bo po krótkiej chwili odnalazły swoich partnerów rozłożonych w pozach relaksacyjnych przed Grotą Królewską. Przerwały im widocznie jakąś zażartą dyskusję, bo gdy podeszły, ich podniesione głosy ucichły, a obaj delikwenci stanęli nieomal na baczność.
- Coś się stało? - spytał Tabris, wodząc zaniepokojonym spojrzeniem po poważnych i skupionych minach lwic.
- W sumie to tak... - zaczęła z wahaniem Uri. Teraz, gdy doszło do konfrontacji, cała odwaga nagle ją opuściła. A co, jeśli Jasiri nie ucieszy się? - Mamy dla was ważne wiadomości.
- Zamieniamy się w słuch - mruknął nie mniej zaniepokojony od kolegi Jasiri.
Uri wzięła głęboki oddech.
- Ja i Jua jesteśmy w ciąży.
Przez chwilę panowała cisza jak makiem zasiał, lwy gapiły się w osłupieniu na partnerki, te patrzyły na nich z obawą. Chyba nawet zapomniano o oddychaniu.
- Ale jak to... w jednej ciąży jesteście? - jęknął w końcu Tabris.
- Jasne, że nie głuptasie. - O ile to możliwe, Uri speszyła się jeszcze bardziej. - Każda z nas ma swoją.
Lwy jeszcze przez chwilę przypominały głupkowate posągi, po czym razem, jakby ćwiczyli to całe wieki, krzyknęli:
- To wspaniale!
Tabris przytulił Juę najmocniej jak tyko umiał, a Jasiri, niczym po napoju bardzo wyskokowym, zaczął skakać wokół Uri.
- Będę ojcem, naprawdę? Jesteś pewna, że naprawdę będę ojcem?
- Tak, jestem absolutnie pewna. - Ze wzruszenia łzy pociekły jej po twarzy. Dlaczego  tak bała się mu o tym powiedzieć, przecież wiedziała, że się uciezy.
Widząc jej reakcję, Jasiri przytulił Uri. Czuł, że jej ciałem wstrząsają spazmy, a futro moczy się od łez.
- Hej, będzie dobrze. - Próbował ją uspokoić, ale z marnym skutkiem. - Damy sobie radę, twoi rodzice na pewno nam pomogą, będę bawił się z naszym lwiątkiem i uczył je, zobaczysz...
- Wiem! - zawyła jeszcze głośniej, smarkając w jego futro. Mimo że Jasiri skłonny byłby doszukiwać się u niej objawów czarnej rozpaczy, była najszczęśliwszą lwicą na świecie.
***
Na Lwiej Ziemi panowała głęboka noc. Jasiri, jak inne lwy ze stada, spał. Z jedenej strony przyciśnięty był do chłodnej skały, z drugiej do boku Uri. Było mu jednak wygodnie, coś mu się nawet przyjemnego śniło... Dopadał właśnie wyjątkowo wielkiego bawołu, ratując przy tym wdzięczne za jego czyn stado, gdy przyjemna wizja skończyła się jak nożem uciął.
- Jasiri! - W jego boku wylądowała nagle łapa ukochanej.
Niechętnie otworzył oczy i wpatrzył się zaspany w jej ledwo widoczną w mroku twarz.
- Co się stało? - spytał nieprzytomnie. - Nie możesz poczekać do rana?
- Nie... bo chyba właśnie rodzę - odszepnęła Uri. Nie zdradzała jeszcze oznak paniki, wydawała się lekko zaniepokojona i co chwila zwijała się w kłębek przy nadchodzących falach bólu.
To natychmiast otrzeźwiło Jasiriego, zerwał się jak oparzony.
- Rodzisz!? - krzyknął tak głośno, że obudził Kiarę i Kovu, którzy z zainteresowaniem zaczęli się mu przyglądać. - Ale... jak to? Co ja mam teraz zrobić?
- Najlepiej pobiegnij po naszego szamana Rafikiego, on zna się na takich rzeczach - poradził mu Kovu, któremu powoli zaczynała udzielać się panika młodego lwa. - My przez ten czas zajmiemy się Uri.
I Jasiri pobiegł. Potem wydawało mu się, że pokonał dystans dzielący go od baobabu we w prost niewyobrażalnie krótkim czasie - nie chodziło przecież o niego, tylko o jego lwiątko! Sam dziwił się sobie, że w ciemnościach nocy ani razu się nie przewrócił ani nawet nie potknął, faktem pozostaje jednak, że jakimś cudem wszystkie przeszkody udało mu się omijać.
- Rafiki! - krzyknął zdyszany, gdy dotarł pod baobab. Głos mu się łamał, łapy pod nim chwiały, ale wrzeszczał dalej. - Rafiki, złaź tu natychmiast!
Po zdecydowanie zbyt według niego długiej chwili w listowiu ukazała się głowa szamana.
- Co, pali się'? - spytała zgryźliwie.
- Nie, gorzej, Uri rodzi!
- To zmienia postać rzeczy - mruknął szaman i najszybciej jak tylko mógł ruszył za lwem w stronę Lwiej Skały.
Gdy doszli pod Grotę Królewską, Rafiki zatrzymał go gestem dłoni.
- Zaczekaj tu - powiedział. - Księżniczka poradzi sobie doskonale przy pomocy matki i mojej, nie będzie potrzebować znerwicowanych tatusiów.
Mimo niemrawych sprzeciwów Jasiriego zniknął w jaskini, a po chwili wyszedł z niej Kovu.
- Jak na razie wszystko jest dobrze, nie martw się. - Pocieszył go zdawkowo król.
Leżeli w milczeniu na chłodnej skale, przypatrując się powoli jaśniejącemu na horyzoncie niebu. Jasiri nasłuchiwał dochodzących z groty szmerów, ale nic konkretnego nie mógł z nich wywnioskować. Bardzo się bał, i o Uri, i o lwiątko, ale nie chciał mówić o tym Kovu. Mimo że król na pewno mógłby go jakoś pocieszyć, nie odzywał się. Król przyjął go do stada i zaakceptował jako partnera swojej córki i przyszłego króla, ich stosunki pozostawały jednak cały czas bardzo chłodne i oficjalne, każde najmniejsze głupstwo mogłoby skutkować wygnaniem go. Leżeli więc, każdy z nich zapatrzony w horyzont i zatopiony we własnych myślach.
- Boisz się, prawda? - Jasiri drgnął, gdy Kovu w końcu się odezwał. - Na pewno, w końcu to normalne.
- Tak - odpowiedział ostrożnie młody lew, bo milczeć już nie wypadało. - Najbardziej tego, jak Uri i lwiątko zniosą poród, ale też przyszłości.
- Dlaczego? - zaciekawił się Kovu, patrząc z zainteresowaniem na lwa.
Jasiri speszył się jeszcze bardziej.
- Nie wiem, czy będę dobrym ojcem. - wyznał cicho. - To wielka odpowiedzialność, trzeba takie lwiątko wszystkiego nauczyć, przygotować do życia i w ogóle...
Choć zaistniałe okoliczności wcale do śmiechu nie nastrajały, Kovu roześmiał się, na pytające spojrzenie Jasiriego odpowiedział:
- Wiesz, wiele lat temu leżałem tu, tak jak ty teraz, z ojcem Kiary, Simbą. Tak bardzo dłużyło mi się to czekanie, myślałem, że Kiara cierpi tam wieki. Miałem takie same obawy jak ty, skąd mogłem wiedzieć, czy dobrze wychowam moje lwiątko? Powiedziałem o tym Simbie, a wtedy usłyszałem od niego zdanie, które teraz powtarzam tobie "A czy myślisz, że ja źle wychowałem Kiarę? Chyba nie, a bałem się tak samo jak ty, to wszystko przychodzi z czasem".
Jasiri miał właśnie oś odpowiedzieć, lecz z Groty Królewskiej wyszedł Rafiki. Pokłonił się głęboko przed oboma lwami i zawołał radośnie:
- Niech żyje nowy następca tronu Lwiej Ziemi!
"Czyli... mam syna?" przedarło się przez otępiałą świadomość Jasiriego, gdy pędził do wnętrza groty, a Kovu za nim.
Wewnątrz ujrzał uśmiechniętą Kiarę, a tuż obok niej zmęczoną, ale szczęśliwą Uri, trzymającą coś w łapach.
- Uri! To... to nasz syn? - Lew na trzęsących się łapach podszedł do partnerki, polizał ją po policzku i wpatrzył się w zawartość jej łap.
- Prawie. - Księżniczka uśmiechnęła się z czułością. - Jasiri, przedstawiam ci naszych dwóch synów.
Rzeczywiście, w jej łapach leżały dwie maleńkie kuleczki, podobne do siebie jak dwie krople wody. Lwiątka miały kremową sierść, ciemniejszą od matki, i niebieskie oczy ojca, które mrużyły, choć w jaskini panował półmrok.
- Dwóch synów...? Ojej... - Jasiri był bliski omdlenia ze szczęścia, stery przejęła więc Kiara.
- Jak będą mieli na imię? - spytała.
- Hm... Babcia Nala prosiła mnie, abym nazwała synka po Kopie, może ten starszy będzie Kubwą? - zaproponowała Uri, myjąc swoje dzieci. Były takie maleńkie i bezbronne, aż bała się je dotykać, by nie zrobić im krzywdy.
- Oczywiście - zaaprobował Jasiri, który chyba byłby skłonny zaakceptować nawet najbardziej bezsensowne imię. - A drugi otrzyma imię Chaka, może być?
- Kubwa i Chaka, nowi książęta Lwie Ziemi - rzekł uroczyście Kovu.
Gdy nastał ranek i wszystkie lwy ze stada się przebudziły, zaczęła się niekończąca się fala odwiedzin. Każdy chciał zobaczyć małych książąt i pogratulować szczęśliwym rodzicom.
- Zobacz, jacy oni malutcy, mamo. - Mirembe nie mogła napatrzyć się na śpiące w objęciach Uri lwiątka. - Czy ja też byłam kiedyś taka mała?
- Na pewno, każdy z nas taki był - Vitani odciągnęła córkę, bo ta najchętniej od razu pomogłaby księżniczce w opiece nad nimi.
"Szkoda, że babcia Nala nie może ich zobaczyć" posmutniała trochę Uri, gdy potok odwiedzających lekko się zmniejszył "W końcu to na pierwsza przewidziała, że się pojawią".
Rozweseliła się jednak, gdy do jaskini weszli Tavu i Viko. Stare lwy bardzo cieszyły się, że mogą ujrzec swoich pierwszych prawnuków.
- To teraz czekamy, co przyniesie nam Tabris z Juą. - uśmiechnął się Tavu, przyglądając się Chace, przyszłemu przywódcy jego stada.
Dopiero wieczorem młodym rodzicom dano całkowicie spokój.
- Obiecaj mi tylko jedno - rzekła Uri tonem nadspodziewanie poważnym, gdy całą czwórką przygotowywali się już do snu.
- Co tylko chcesz - mruknął Jasiri, wpatrzony sennie w dwa maleńki kłębki.
- Będziesz traktował naszych synów równo, niezależnie od tego, który będzie silniejszy czy inteligentniejszy. To nasze dzieci i każdy z nich potrzebuje tak samo miłości. Kubwa będzie królem Lwiej Ziemi, bo jest starszy, ale Chaka zostanie przywódcą Złotego Stada, to też ważna rola.
- Za kogo ty mnie masz? - oburzył się lekko Jasiri. - Oczywiście, że żadnego z nich nie będę faworyzować, obaj są naszymi synami.
Na potwierdzenie swoich słów przytulił Uri z dziećmi w ramionach i zasnął.
***
Rafiki siedział na swoim baobabie i rysował. Miejsce jego pracy oświetlały migotliwym blaskiem dwie pochodnie zrobione z suchych gałęzi. Szaman po raz ostatni zanurzył patyczek w jednej z licznych poustawianych dookoła tykw, wykonał nim na pniu zamaszysty gest i uśmiechnął się zadowolony. Odszedł kawałek, by obejrzeć swoją pracę z pewnej odległości. Delikatny wiatr potargał mu futro, jakby ktoś poklepywał go po ramieniu.
"To będzie dobre lwiątko" pomyślał, przyglądając się dopiero co namalowanej podobiźnie Kubwy z małą koroną nad głową. 
Potem zabrał się za portret drugiego królewskiego syna, Chaki. Jednak gdy tylko przyłożył patyczek z farbą do kory baobabu, silny  podmuch wiatru wytrącił mu go z ręki. pochodnie zgasły, a tykwy poprzewracały się, rozlewając swoją zawartość. Szaman stał przez chwilę bez ruchu, po czym popatrzył na plamę. Mógłby przysiąc, że z barwnych kleksów powstał rysunek lwa, tego lwa...
- Skaza Duchem Opiekuńczym Chaki? - mruknął posępnie, skubiąc swoją siwą brodę. - Będzie ciekawie, oj będzie...
----------------
Jak może już zauważyliście (a może nie?), zmieniłam szablon. Tamten już mi się znudził, a nowe pokolenie jest, moim zdaniem, dobrym pretekstem do zmian :). Lubię minimalizm, dlatego nawet jestem zadowolona z efektu - pomijając oczywiście nagłówek, który jest, delikatnie rzecz ujmując, koszmarny, ale i tak myślę, że jak na pierwsze spotkanie z Gimpem mogło być o wiele gorej :D. Postaram się w najbliższych dniach trochę przy nim podłubać, może wyjdzie (taaa...) coś choć trochę ładnego.

11 komentarzy:

  1. Super rozdział. Cieszę się, że lwiątka są całe i zdrowe. Myślę, że może powtórzyć się historia z Mufasą i Skazą. Oj będzie ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kubwa i Chaka <3 gratulacje dla rodziców :) Wspaniały rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że spamuję, ale czy mogę sobie skopiować obrazki simby i nali z zakładki z bohaterami???

      Usuń
    2. Oczywiście, nie należą one do mnie, podaj tylko ich autorkę, ok?
      (Na przyszłość - pytania zostawuaj w spamowniku :))

      Usuń
    3. Ok będę pamiętać :)

      Usuń
  3. Mam nadzieje że nie zapomniałaś o powrocie Kopy. Czekam na nową notkę ta była wspaniała piękne imiona dla małych lwiątek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nie zapomniałaś prawda?

      Usuń
    2. Jasne, że nie, Kopa wkroczy na scenę już w następnym rozdziale, cierpliwości :)

      Usuń
  4. Uri matką? Cieszę się ich szczęściem. Jedyne to co mi się nie spodobało to, to że już przesądziłaś ich los, ale poza tym extra

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa notka,a jeszcze będzie coś z Damu?Bo to moja ulubiona postać.

    Mambo swali 1217

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale super wkońcu jakieś nowe lwiątka.

    OdpowiedzUsuń