sobota, 25 czerwca 2016

40.Jeden z nich umrze

Narodziny nowych członków stada zbliżały się wielkimi krokami. Wszyscy - oprócz Huzuniego, który upatrywał w tym dodatkową trudność - bardzo się z tego cieszyli i obstawiali zakłady, których stawką był zwykle kawał mięsa, jakich płci będą maluchy Uri i Juy.
Tym razem skurcze złapały Uri tuż po śniadaniu. Leżała właśnie z Jasirim, Kiarą i bliźniakami w Grocie Królewskiej, odpoczywając po obfitym posiłku. Jej brzuch przypominał już napompowany do oporu balonik, bardzo szybko się więc męczyła, nawet po najprostrzych czynnościach musiała chwilę odsapnąć. Odpoczywała więc, tarmosząc grzywkę Chaki i bezmyślnie wpatrując się w widoczne u wylotu jaskini niebo.
Dzień był ciepły, ale nie gorący, od czasu do czasu słońce zakrywały niewielkie białe  obłoczki.
Wymarzony dzień na narodziny kolejnego potomka, o ile jakikolwiek może być dobry.
I właśnue wtedy, podczas zabawy w pogodynkę, lwicę przeszyło coś na kształt cięcia ogromnym ostrym nożem. Uczucie było tak nagłe i bolesne, że Uri skuliła się i jęknęła.
Jasiri, czujny jak zawsze, natychmiast zerwał się na równe łapy, a Kiara przytuliła córkę uspokajająco. Bliźniacy spoglądali niepewnie to na matkę, to na ojca.
- Co się dzieje? - spytał niespokojnie król. - Coś nie tak z naszym lwiątkiem?
Uri nie miała zbytnio ochoty wdawać się w szczegóły, kolejne fale bólu przychodziły i odchodziły.
- Nasz maluch wybiera się już chyba na świat - wydyszała tylko. Z pomocą Kiary ułożyła się w miarę wygodnie na plecach, co trochę zmniejszyło jej cierpienia.
Jasiri wytrzeszczył oczy, przypominając w tej chwili dorodną makolągwę. Mimo że wiedział, że poród może zacząć się praktycznie w każdej chwili, gdy ten czas już nadszedł, zaczęła ogarniać go panika. Myślał o wiele trzeźwiej niż podczas narodzin bliźniaków, ale i tak bardzo się bał. Skąd miał mieć gwarancję, że wszystko i tym razem pójdzie dobrze?
- Zostań z Uri, Kiaro - poprosił najspokojniej jak tylko zdołał. - Ja pobiegnę po Rafikiego, czekajcie na mnie pod Lwią Skałą, chłopcy. I... bądź dzielna, kochanie. Wiem, że i tym razem ci się uda.
Otarł się delikatnie o partnerkę, żałując, że w żaden sposób nie może jej pomóc. Po raz ostatni zerknął na jej bolesny uśmiech, którym próbowała uspokoić przerażonych synów - udawała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, ale Jasiri i tak się na to nie nabrał - i  pomknął po lwioziemskiego szamana.
Mandryl był na szczęście tam, gdzie powinien być, czyli na swoim baobabie. Bazgrolił coś na korze drzewa, ale gdy usłyszał, że kolejny królewski potomek akurat teraz wybiera się na świat, natychmiast porzucił swoje farby i udał się z królem na Lwią Skałę.
Choć tym razem Jasiri może nie pobiłby rekordu w biegach przełajowych, cała akcja była szybka i profesjonalna - Jasiri nie miał nawet czasu, by zacząć porządnie panikować.
Tak jak poprzednio, Rafiki zostawił lwa pod Lwią Skałą, a sam wszedł do Groty Królewskiej, by odebrać poród.  Chaka i Kubwa siedzieli, tak jak przykazał im ojciec, u podnóża skały, gdy jednak spostrzegli Jasiriego, natychmiast zerwali się na równe łapy i podbiegli do niego.
- Kiedy wychodziliśmy, wszystko było chyba w porządku. - Kubwa zerknął z niepokojem w stronę Groty Królewskiej. - To znaczy mama krzyczała, że już nigdy więcej, ale tak chyba jest zawsze, prawda?
- Tato, czy wszystko będzie na pewno dobrze z mamą i lwiątkiem? - Wciął się w rozmowę Chaka.
Jasiri popatrzył z czułością na swoich synów. Obu. Mimo że byli już w takim wieku, że prędzej daliby się pokrajać niż przytulić publicznie, teraz wyraźnie się martwili. 
- Nie martwcie się - powiedział ciepło. - Mama to twarda sztuka, byle poród jej nie złamie.
Lwiątka uśmiechnęły się blado, ale nie były do końca przekonane co do słów ojca. Usiadły sztywno, jakby połknęły kije i wszystko wskazywało na to, że mają zamiar tak siedzieć aż do rozwiązania. 
Jasiri wiedział z doświadczenia, że takie bezczynne czekanie dłuży się o wiele bardziej niż gdy się coś robi, zaproponował więc braciom pierwsze, co przyszło mu do głowy.
- A może chcielibyście pouczyć się polowania? Mamy trochę czasu dla siebie, moglibyśmy porobić coś ciekawego.
Bracia popatrzyli po sobie z minami "kolejny arcyciekawy pomysł taty?", Chaka prychnął lekceważąco, a Kubwa przewrócił teatralnie oczami.
- Ale to zajęcie dla lwic - burknął starszy lewek, jakby wygłaszał jakąś straszną obelgę. - Lwy walczą, bronią stada, ale nie polują!
Jasiri pokręcił ze zdziwieniem głową. Mimo że lwiątka starały się pozować na jak najdojrzalsze, dorosłe wręcz, w takich chwilach wychodziło, jak czarno-biało postrzegają świat. Inne osobniki były kryształowo dobre lub maksymalnie złe, obowiązki były ściśle przypasowane do płci. Rzeczywiście, na Lwiej Ziemi panował starodawny patriarchalny model stada, ale nikt nie boczył się na małe odstępstwa od reguł.
- Tak, zwykle to lwice polują. - Tłumaczył cierpliwie król. - Są mniejsze i zwinniejsze, dlatego łatwiej dopadną zdobyczy. Ale nie zapominajcie, że wy będziecie władcami. Obaj musicie umieć to, co każdy pojedynczy członek stada, a nawet jeszcze więcej. Jak myślicie, co zrobiliby wasi poddani, gdyby zorientowali się, że nie umiecie złapać głupiej antylopy?
- Znaleźliby sobie nowego króla? - mruknął Kubwa, rozumiejąc już, o co chodzi ojcu.
- Właśnie. Jeśli stado zorientuje się, że jesteście słabi, straci do was szacunek. A co, na przykład, gdybyście znaleźli się kiedyś gdzieś całkiem sami? Umarlibyście z głodu, choćby zwierzyna sama pchała wam się pod łapy?
- To ja jednak chcę umieć polować, możemy już zacząć trening? - Chaka rozejrzał się za swoją pierwszą zdobyczą, jednak okoliczna zwierzyna nie spełniała jego oczekiwań. Mimo że pobliskie antylopy spokojnie przeżuwały sobie trawę i nie zdradzały chęci do jakiejkolwiek walki, sam ich spory rozmiar wydawał się niepokojący.
- Oczywiście. Chodźmy nad wodopój, tam zawsze są jakieś mniejsze zwierzęta, w sam raz dla was.
Lwiątka ruszyły w podskokach przodem, Jasiri poszedł za nimi. Cała trójka rozglądała się uważnie, wypatrując jakiejś małej i niekłopotliwej do złapania zdobyczy.
Król chciał początkowo podsunąć synom polną myszkę, ale wpadł na - a raczej zobaczył - inny pomysł. Zatrzymał lwiątka stłumionym okrzykiem.
- Widzicie Huzuniego? Tam, na tej skałce nad wodopojem? - Pochylił się konspiracyjnie do synów. - Spróbujecie podkraść się do niego tak, by was nie zauważył, dobrze?
Bracia pokiwali z entuzjazmem łebkami. Skupili wzrok na swoim celu, a potem postępowali ściśle według wskazówek ojca.
- Skulcie się, jak najbardziej tylko możecie. Głowa tuż przy ziemi, ogon w dół... Świetnie. Łapy  przylegają do podłoża, tak... Cały czas musicie mieć w zasięgu wzroku swoją ofiarę, nie możecie spuścić jej z oka ani na chwilę. Gotowi? No to powoli, spokojnie...
Gdyby ktoś obserwował całą scenę z boku, na pewno uznałby ją za bardzo komiczną - dwa lwiątka, z wymalowanym na pyszczkach przejęciem, usiłujące nie robić hałasu, a tak naprawdę tratujące każdą możliwą przeszkodę.
Jeśli Huzuni byłby choć trochę zainteresowany otaczającym go światem, natychmiast dostrzegłby i usłyszał królewskich synow. Ale on wpatrywał się w migoczącą popołudniowym słońcem taflę wody,  pogrążony we własnym świecie.
Krzyknął więc zaskoczony i nieomal wpadł do wodopoju, gdy dwa lwiątka spadły na niego z dzikim wrzaskiem.
- Upolowaliśmy cię! - obwieścił dumnie Chaka, przygważdżając ogon Huzuniego do ziemi.
- Jesteś naszą zdobyczą. - Uświadomił mu Kubwa, obierając sobie za cel jego lewą przednią łapę.
- Och? - zdziwił się uprzejmie Huzuni, który po pierwszym szoku odzyskał zwyczajową zimną krew. Miał ochotę wrzucić lwiątka do wodopoju - tak skutecznie, by już z niego nie wyszły - ale tylko wyswobodził się delikatnie z ich objęć.
Lwiątka dały mu wreszcie spokój i usiadły grzecznie obok. Nie znały Huzuniego zbyt dobrze, bo stronił od wszelkiego towarzystwa,  spędzając czas jedynie z Mirembe, ale i tak im imponował. Traktowały go trochę jak starszego brata, którego zawsze chciały mieć - wzór do naśladowania i skarbnicę mądrości.
- Mam nadzieję, że nie gniewasz się na moich synów? - Jasiri obserwował całe "polowanie" z pewnej odległości, teraz jednak podszedł bliżej. - Właśnie uczą się polować, potrzebowali obiektu do ćwiczeń.
- Nie. - Huzuni skłonił się tak nisko, że nosem prawie dotykał ziemi. - Jestem zaszczycony, będąc...
- Jasiri, chłopcy! Gdzie wy się podziewaliście?!
Cała czwórka jak na komendę odwróciła się w stronę krzyku. Ku nim biegła Kiara, z rozwianym futrem i przejęciem w ślepiach.
Jasiri wytrzeszczył na nią oczy, przełykając wielką gulę, która momentalnie urosła mu w gardle. Kiara powinna pomagać teraz Uri, dlaczego jest więc tu? Czy coś poszło jednak nie tak?
Niepokoił się, oczywiście, ale mając w pamięci pierwszy poród, automatycznie zakładał, że i tym razem nie będzie problemów. Może podchodził do tego zbyt optymistycznie?
- Czy coś się stało? - Miał wrażenie, że ktoś zakleił jego szczęki supermocnym klejem, z trudem otwierał usta. Chyba nie chciał słyszeć odpowiedzi.
Stara lwica uśmiechnęła się, widząc przerażone miny jego i braci. Wydawała się być szczęśliwa, co trochę uspokoiło całą trójkę.
- Nie, to znaczy tak, ale nie nic złego. Po prostu tym razem poród przebiegł bardzo szybko i lwiątko już jest na świecie.
Jasiriemu i chłopcom na chwilę odebrało mowę. Ich rozdziawione pyski zdawały się mówić "Ale jak, tak szybko?!".
- Co z mamą i maleństwem, wszystko z nimi w porządku? Jak sie czują? - Pierwszy zadał nurtujące wszystkich pytanie Chaka.
- Tak, oboje mają się świetnie. Są trochę zmęczeni, ale to normalne.
- Mamy braciszka, prawda? - Kolejne ważne pytanie padło tym razem z ust Kubwy.
- Tego dowiecie się, gdy wejdziemy do Groty Królewskiej, do tej pory będziecie mieli niespodziankę. - Kiara mrugnęła porozumiewawczo do maluchów i cała czwórka skierowała się szybko na Lwią Skałę. Huzuni został na skałce, ciesząc się, że dano mu spokój.
Cała czwórka nie mogła ukryć podniecenia, choć lwiątka okazywały je bardziej jawnie, podskakując w trakcie drogi.
Tuż pod Lwią Skałą Jasiri zatrzymał synów gestem łapy, a ci niechętnie usłuchali.
- Wiem, że nie przepadacie za lwiczkami, macie do tego prawo. Ja w waszym wieku zachowywałem się podobnie. Ale lwiątko, jeśli będzie lwiczką, to nie ktoś obcy, tylko wasza siostrzyczka, dla której będziecie najlepszymi starszymi braćmi na świecie. Poza tym mama jest wyczerpana, zero grymaszenia, że nie tego chcieliście, jasne?
Lwiątka pokiwały posłusznie łebkami. Choć Chaka mruknął pod nosem coś w rodzaju "Jeszcze nie wiadomo, czy to będzie samiczka", Jasiri zignorował go i wszyscy czworo weszli do jaskini.
Uri leżała na środku groty. Choć oczy miała podkrążone ze zmęczenia, zdołała wykrzesać z siebie radosny uśmiech na widok rodziny. W łapach trzymała maleńkie beżowe lwiątko, jeszcze mniejsze niż bliźniacy w jego wieku.
- Mamusiu! Czy to nasz braciszek? - Chaka wtulił się w miękkie futro matki, wpatrując się ciekawie w śpiące maleństwo. Jeszcze nigdy nie widział czegoś tak małego, nie mieściło mu się w głowie, że taki osesek wyrośnie kiedyś na potężnego, dorosłego lwa.
- A może siostrzyczka? - spytał Kubwa pod ciężarem ostrzegawczych spojrzeń ojca.
Uri przytuliła starszych synów, przyjęła z wdzięcznością całus od Jasiriego i odpowiedziała.
- To lewek. Gratuluję, macie kolejnego braciszka, a ty, Jasiri, synka.
Król zamrugał z niedowierzaniem, lekko skonfundowany. Nie miał pojęcia dlaczego, ale od początku spodziewał się lwiczki, co było zupełnie irracjonalne, bo przecież nikt nie mógł przewidzieć rezultatu. Ale miał następnego, trzeciego już syna, i ta perspektywa wcale nie wydawała się taka zła.
Co więcej, z każdą chwilą, patrząc na maleńkie łapki, mocno zaciśnięte powieki czy rzadkie jeszcze futerko, coraz bardziej czuł, że to naprawdę jego lwiątko.
Nie zwracał już uwagi na zwycięski taniec bliźniaków - na szczęście bez śpiewów, by nie obudzić malucha - mocno przygarnął Uri do siebie, chcąc wyrazić w ten sposób całą swoją miłość do niej. Miał nadzieję, że zrozumie przekaz, bo w słowach nie umiałby wyrazić tych wszystkich myśli, które od dawna już kotłowały mu się w głowie.
- Jest wspaniały - szepnął, wpatrując się w lwiątko. - Jak chciałabyś go nazwać?
- Pomyślałam, że to powinna być nasza wspólna decyzja. Chłopcy, czy macie jakiś pomysł?
Książęta skończyli popisy akrobatyczne i poeszli do rodziców. Pomysły posypały się natychmiast.
- Hisia?
- Maumivu.
- Marakaraka!
- Gibraltar...
- Tak, mały na pewno bardzo ucieszyłby się z któregoś z tak... oryginalnych imion - mruknął z przekąsem Jasiri, ale nie chciał ganić synów za wygłupy. Nie teraz. - A może Kiongozi?
- Kiongozi... Można by to było zdrabniać do Kiona... Może. - Widać było, że Uri nie jest do końca przekonana. - To bardzo ładne imię, ale wolałabym coś bardziej zwykłego. Co powiecie na Roho?
Pomysł został natychmiast zaakceptowany - trochę po to, by nie robić Uri przykrości, ale też dlatego, że wybrane przez nią imię wszystkim się spodobało - i bliźniaki wybiegły na sawannę, by rodzice mogli odpocząć.
- Ja też dam wam spokój. Pójdę zawiadomić stado o nowym członku, ale teraz macie trochę czasu tylko dla siebie. - Kiara otarła się o córkę i szepnęła jej do ucha. - Wiesz, że moi rodzice, Simba i Nala, planowali nazwać mnie Kiongozim, gdybym była chłopcem?
Uri uniosła z zaskoczeniem brwi, a stara lwica wyszła. Zostali tylko we trójkę.
- Powinnaś trochę odpocząć, ty i nasz mały Roho. Dużo dzisiaj przeszliście. Chyba i ja się chwilę zdrzemnę. - Jasiri po raz ostatni zerknął na najmłodszego synka, objął Uri łapą i zamknął oczy.
Coś jednak nie dawało lwicy spokoju. Po kilku minutach ciszy pacnęła lekko partnera po głowie.
- Tak, wiem, że mam traktować wszystkich naszych synów równo. - Lew nawet nie otworzył oczu. - Z dwójką się udawało, to i z trzecim sobie poradzimy.
- Nie o to chodzi. Jasiri, posłuchaj mnie, proszę.
Gdy lew w miarę oprzytomniał, kontynuowała.
- Boję się. Mam wrażenie, że stanie się coś bardzo, bardzo złego.
- Kochanie, wiem, że przeżyłaś dzisiaj ciężkie chwile, masz  prawo być niespokojna, ale czy jednak trochę nie przesadzasz? Zobacz, teraz mamy już trzech synów, którzy zapowiadają się na wspaniałe lwy. O co ci chodzi?
W tym właśnie sęk, że Uri nie miała zielonego pojęcia, czego się boi. Po prostu czuła jakiś trudny do wytłumaczenia, ale silny lęk. Wszystko zaczęło się, gdy usłyszała od Rafikiego, ze lwiątko jest samczykiem i, wobec tego, ma już trzeciego syna. Czy powróciła do niej obawa z pierwszego porodu, że historia zatoczy krąg, powtarzając schemat z Mufasą i Skazą? Nie wiedziała sama.
- Wiesz, chyba naprawdę potrzebuję snu - powiedziała, siląc się na spokój i zamknęła oczy. Od razu zasnęła.
Stała na ogromnej równinie, poprzetykanej gdzieniegdzie samotnymi uschniętymi drzewami. Czy mogła to być Lwia Ziemia? Nie wiedziała, cały teren widziała niewyraźnie, jakby przez mleczną szybę. Nie słyszała też  żadnego odgłosu, wokoło panowała martwa, niepokojąca cisza.
Bardzo wyraźnie widziała za to stojącą naprzeciw niej lwicę. Gdyby chciała, mogłaby policzyć włoski na jej karku. Przysięgłaby, że nigdy jej nie spotkała, mimo to wydawała się jej bliska, jak dawno nie widziana, ale ukochana krewna.
- Uru. Mój Duch Opiekuńczy. - Bardziej stwierdziła niż zapytała Uri.
"No proszę, przez wiele lat nie widziałam jej ani razu, a wystarczyło, że powiedziałam o tym synom i już mi się ukazała. Co by się stało, gdybym poskarżyła się, że jakoś nigdy nie udało mi się upolować słonia?" pomyślała ironicznie, ale wcale nie było jej do śmiechu.
Uru wpatrywała się w nią w milczeniu przez długą chiwilę. Jej ciemne zielone oczy lśniły niepokojąco.
- Jeden z nich umrze - powiedziała wreszcie, gdy cisza stawała się już prawie nie do zniesienia.
Uri poczuła dreszcz przebiegający wzdłuż jej kręgosłupa, zaskakująco realny jak na sen.
- Kto? - szepnęła, choć chyba znała już odpowiedź.
Uru pokręciła tylko ze smutkiem głową.
Uri obudziła się nagle, jakby ktoś smagnął ją biczem. W głowie miała kompletny mętlik. Zerwała się na równe łapy, gwałtownie przekazując Roho Jasiriemu. Lwiątko zaczęło cicho kwilić.
- Co znowu? - Lew popatrzył nieprzytomnie na synka w swoich łapach.
- Muszę iść do Rafikiego. Natychmiast.
- Ale po co? Uri, zaraz będzie tu całe stado, nie możesz...
Lwica nie słuchała już dalszego ciągu. Z obłędem w ślepiach wybiegła z groty, kierując się w stronę baobabu. Nie zwracała uwagi na zdziwione spojrzenia mijanych zwierząt, zajęta była swoją gonitwą myśli.
Uru była matką Mufasy i Taki, nazwanego później Skazą. Jeden z nich zabił drugiego. Mufasa był martwy. Taki los czekał również któregoś z jej synów. Którego? Kiedy? Dlaczego? Kto go zabije?
Nie mogła sobie w ogóle takiej sytuacji wyobrazić - jeden z jej ukochanych synków ginie, zostanie po nim tylko zakrwawione strzęp... Serce matki wrzeszczało w niej, że zamorduje, zakopie, odkopie wskrzesi i jeszcze raz zabije tego, kto choćby tknie któregoś z nich. Ale ta racjonalna część, a raczej resztka części, podpowiadała jej, że najpierw musi poznać więcej szczegółów, by mogła w przyszłości zapobiec tragedii.
Zbzikowany szaman nadawał się na informatora idealnie.
Rafiki siedział na swoim drzewie i medytował lub robił coś w tym rodzaju. W każdym razie siedział nieruchomo z zamkniętymi oczami i nie reagował na delikatne próby zwrócenia na siebie uwagi dokonywane przez Uri.
Dopiero gdy lwica wrzasnęła pełnym głosem "Rafiki!!!" wprost do jego ucha, niechętnie otworzył oczy.
- Co, znowu rodzisz? - spytał, niezadowolony z przerwania transu.
- Nie. We śnie ukazała mi się Uru.
W miarę gdy opowiadała swoją wizję, twarz starego szamana robiła się coraz bardziej zatroskana. Gdy królowa skończyła, westchnął ciężko. Wziął do ręki swój kij  i potrząsnął nim kilkakrotnie, jakby chcąc dodać sobie odwagi.
- Musisz wiedzieć - zaczął z wahaniem. - Że my, szamani, nie znamy całej dalszej przyszłości. Otrzymujemy tylko urywki, często niejasne i dające pole do wielu interpretacji...
- Co. Znaczyły. Słowa. Uru. - Uri traciła powoli resztki cierpliwości. Chciała jasnych odpowiedzi, nie wymijających bajdurzeń wariata!
- No dobrze, ale pamiętaj, że czasem lepiej jest nie wiedzieć zbyt wiele. - Rafiki popatrzył na nią współczująco, tak samo jak wcześniej Uru. - Jeden z twoich synów umrze, zabity przez brata. Nie możesz temu zapobiec.
Lwica poczuła, że świat wokół niej zaczął nagle szaleńczo wirować, barwy zmieniały się w jedną niewyraźną plamę. Nie upadła tylko dlatego, że Rafiki przytrzymał ją w ostatniej chwili i pomógł się położyć.
"Więc to prawda...?" wszystkie najgorsze lęki stały się nagle rzeczywistością. Uri stanie się matką mordercy i ofiary, tak jak przed laty Uru. Jej kochani, wspaniali synkowie...
- Roho...? - spytała słabo.
Szaman pokręcił tylko głową, nie zamierzając już nic więcej powiedzieć.
W lwicę wstąpiły nowe siły, o które nie podejrzewała się wcześniej. Rozpacz napięła jej mięśnie, każąc wyciągnąć pazury. Skoczyła i jednym silnym ruchem przyparła Rafikiego do pnia.
- Gadaj! Wszystko! - syknęła, nie poznając nawet swojego głosu.
Jeszcze wczoraj nie podejrzewałaby się o taki czyn - zawsze szanowała mądrego mandryla, może nawet trochę się go bała. Ale dzisiaj znała już wyrok, a to zmieniało wszystko.
- Nie, to wszystko rozegra się pomiędzy Kubwą i Chaką - wydusiła z siebie małpa, wytrzeszczając z przerażenia oczy. Teraz nie była już wszechmocnym pośrednikiem pomiędzy żywymi i duchami, jak każde zwierzę mogła stać się ofiarą zaciskających się na jej gardle pazurów.
Ale Uri nie chciała go zabić. Gdy usłyszała prawdę, całe powietrze nagle z niej uszło. Puściła Rafikiego, który osunął się po pniu jak szmaciana lalka, a sama powlokła się ku Lwiej Skale.
Nie widziała, gdzie idzie, łapy plątały jej się i upadała, tłukąc się boleśnie.
Wszystko rozegra się pomiędzy Kubwą a Chaką.
Wyrok już zapadł.
------------------------
Przepraszam za to małe opóźnienie, ale sami wiecie - koniec roku szkolnego i takie tam. Czuję się usprawiedliwiona :).
W "Spisie treści" możecie obejrzeć rysunek wykonany przez Eveyę Farasi, nawiązujący oczywiście do mojego opowiadania. Mnie się on naprawdę bardzo podoba (te splecione ogony Uri i Jasiriego, ten Roho gryzący jednego z bliźniaków <3), a Wam?
Widzę, że coraz więcej starych/ starych-nowych czytelników nadrabia zaległości w moich rozdziałach, nawet nie wiecie, jak się cieszę, że Wam się chce :). Wiem, że tak... z 10? początkowych jest naprawdę kiepskich, ale nie chcę ich zmieniać - lubię widzieć, że mój styl choć trochę się poprawił od tamtego czasu, to taka swoista pamiątka. Każdy Wasz komentarz to dla mnie pozytywne kopnięcie w cztery litery, taki zastrzyk energii, świadomość, że to, co piszę, naprawdę się Wam podoba. Bardzo dziękuję za każdy komentarz i oczywiście proszę o więcej :*.
EDIT: Wydaje mi się, że wytropiłam wszystkie niecne literówki, jednak jeśli znaleźliście jeszcze jakieś błędy (w którymkolwiek z rozdziałów), to piszcie. 

12 komentarzy:

  1. O nieeee szykuje się kolejna śmierć w Twoim opowiadaniu, ale może kto wie wszystko się jeszcze odwróci. Piękny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie że już się urodziło lwiątko. Szkoda mi Uri... jej synowie będą wrogami tak samo Mufasa i Taka/Skaza. Biedna... Huzuni ofiarą. Hah. Biedny, teraz bliźniacy będą na niego polować... nie mogę się doczekać nowej notki

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaskoczyłaś mnie (oczywiście pozytywnie) c: Czytając tytuł spodziewałam się, że Uri urodzi dwa lwiątka, a co najmniej jedno z nich umrze.
    Roho to naprawdę ładne imię ^^
    To przykre, że jeden z braci stanie się bratobójcą. Lwiątka raczej sprawiają wrażenie bliskich sobie, jednak każdy z nas wie, że władza potrafi zawrócić w głowie. Nie mogę się doczekać dalszych rozwojów wydarzeń c:
    Imiona wymyślane przez chłopców to po prostu mistrzostwo świata :D
    No i świetnie opisałaś naukę polowania - ciekawie i z dbałością o detale.
    Ponadto mamy dowód, że Rafiki nie wie wszystkiego: Uri nieźle go wystraszyła. Ale w tym momencie to jej jest mi najbardziej żal. To musi być straszne dla młodej matki: wiedzieć, że jej najdroższe skarby kiedyś zwrócą się przeciwko sobie.
    Ps. Są dwie literówki gdzieś na początku i jedna gdzieś pod koniec
    Pps. Czekam na kolejną część c:

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie udało mu się nadrobić wszystkie (40!) rozdziałów :D Twoja historia jest naprawdę świetna i niesamowicie mnie wciągnęła.
    Co do notki, och nie, jakie to smutne... ale tak serio, uwielbiam takie wątki! Zachwyiciłaś mnie! No i bardzo mnie też ciekawi wątek Huzuniego i Mirebme (scenka z polowaniem - mistrzostwo!)
    No, więc pozdrawiam, dziękuję za kom u mnie i czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział! Bardzo mnie zaciekawiły ostatnie zdanie "Wyrok już zapadł". Biedna Uri, okropnie mi jej żal z powodu tej przepowiedni. Mam nadzieję, że Chaka przeżyje i nie stanie się taki jak Skaza, bardziej go lubię od Kubwy. Nie mogę się doczekać następnej notki!

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś nieprawdopodobnego. Pierwszy taki rozdział jaki czytałam w swoim życiu,który poprostu wzbudził u mnie coś takiego. Takie pomieszanie zachwytu-radości(że nowa notka )-smutku(biedne lwiątka ) i oczywiście niepochamowanego wzruszenia przy porodzie.
    Tak w ogóle zapraszam do mnie.
    Ps:sądziłam że to będzie lwiczka ale chłopiec....hmmm, będzie ciekawie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dawno nie komentowałam ale to nie znaczy,że nie czytałam,więc mnie nie bij!
    Smutno mi na myśl,że Kubwa i Chaka będą się w przyszłości nienawidzieć.Ale nie wiem dlaczego zdaje mi się,że ten starszy brat wywoła spięcie.
    Cieszę się,bo tak jak tego chciałam narodził się chłopiec!
    Czekam na następną notkę.

    Pozdrawiam Mambo swali 1217

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy czytałam ten rozdział, obudził się aż we mnie lęk, no i trochę mi przykro z powodu tej nowiny dla lwicy. :D Uri ma chociaż jeszcze trzeciego syna... zobaczymy jak się to dalej potoczy. :)
    pozdrawiam
    vitaniandazalee

    OdpowiedzUsuń
  9. Dlaczego nie nazwali go Gibraltar? Dlaczego, to było by takie śmieszne XD Ale Roho także jest ładnym imieniem. Czekam na dorosłość bliźniaków i śmierć jednego z nich (jak ja uwielbiam czytać opowiadania o morderstwach)

    OdpowiedzUsuń
  10. A było tak dobrze... Fajny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Już sam tytuł mnie przeraził. Jak to, jeden z nich umrze?
    Rozdział czytało się bardzo szybko i przyjemnie. Piszesz płynnie i cudownie, nie mogę przestać się zachwycać.
    Polowanie, "atak" na Huzuniego były świetne, ale imiona wymyślone przez braci zdecydowanie najśmieszniejsze haha.
    Gdy Uru objawiła sie Uri, wspomniała o śmierci, gdy Rafiki wszystko wyjaśnił... Ma dojść do morderstwa, brat zabije brata, zupełnie jak w przypadku Mufasy i Skazy.. Juz sam tytuł przeraził mnie o czym wspominałam, a treść przepowiedni jeszcze bardziej...
    Czekam na dalszy ciąg i zabieram sie za nadrobienie zaległości, zapraszam do siebie ksiezniczkasarah.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Aż mnie zatkało, gdy zobaczyłam tytuł rozdziału. Wyrok zapadł, ale Uri wygląda mi na taką, co mimo wszystko będzie walczyć z przeznaczeniem. Pytanie tylko, za jaką cenę... :/
    A Gibraltar... padłam! :D

    OdpowiedzUsuń